W centrum Warszawy odbył się dziś protest Extinction Rebelion. Grupa aktywistów przypomniała, że jeśli teraz nie zmusimy włodarzy tego świata, a więc i również naszego państewka do skończenia z myśleniem w kategorii „wygrać kolejne wybory, a potem jakoś to będzie” i nie przypomnimy, że mają realizować nasz interes, a nie grupy bandytów trzepiących miliardy na paliwach kopalnych, to wytrzymałość Matki Ziemi wobec wybryków swojego bachora, co na imię mu homo sapiens, przekroczy punkt krytyczny. A wtedy Matka Ziemia gówniarza swego upierdoli ogniem, głodem, duchotą i tornadami, co gorsza – wraz z wieloma innymi gatunkami, w przeciwieństwie do człowieka niewinnymi, bo nienaruszającymi równowagi przyrodniczej. Można więc powiedzieć, że ktoś chciał nam powiedzieć o czymś istotnym,

Niestety, zamiast dyskusji o nadciągającej katastrofie klimatycznej, mamy dyskusję o korkach drogowych i dobrychn obyczajach. Temat emisji gazów cieplarnianych, zielonych źródeł energii czy głównego żądania protestujących – ogłoszenia przez polski Sejm alarmu klimatycznego, poprzedzonego debatą i informacją o zmianach klimatycznych. nie przebił się przez obłok mieszczańskiego oburzenia.

Pewnie też zadajecie sobie pytanie – dlaczego ludzie, którzy upominają się o rzeczy ważne, pilne i dotyczące nas wszystkich są odbierani jako uciążliwe szkodniki? Dlaczego zamiast solidarności i wsparcia dostają bluzgi i garść wytycznych:  jak się powinno, a jak nie można protestować?

Zacznijmy od tego, że takie reakcje nie dotyczą tylko aktywistów klimatycznych. Kiedy górnicy pod Sejmem palili opony w obronie godnych warunków pracy, słyszeli, że są chuliganami i zanieczyszczają powietrze. Kiedy antyfaszyści dziesięć lat temu ostrzegali przed rodzącym się terrorem skrajnej prawicy, stróże przyzwoitości osądzali po kominiarkach – jakże to zasłaniać twarz, a zresztą, jak ktoś chce walić po mordzie faszystę, to jest taki jak faszysta, bo przecież faszyści są źli, bo biją. Kiedy działacze lokatorscy blokowali eksmisje, byli stawiani do pionu – walczyć należy pokojowo, żadnych przepychanek z policją. W zasadzie każdy protest w słusznej sprawie jest za coś gnojony. Za zajmowanie jezdni, można przecież na chodniku. Nie przeklinać, nie krzyczeć, ubierać się schludnie, nie wyglądać za biednie, nie wyglądać za ładnie. Protesty społeczne Polaków raczej denerwują. Są zbędne, niezrozumiałe, irytujące, a ich uczestnicy to oszołomy, świry czy osobliwy folklor.

Dlaczego w kraju, w którym jeszcze nie tak dawno powstał kilkumilionowy ruch społeczny, dziś solidarność jest jedynie wspomnieniem z czarno-białego zdjęcia? Społeczeństwo zostało tak wytresowane. Przez 30 lat słyszeliśmy, że na pierwszym miejscu jest walka o własny interes, karierę i zarobki, a ten, kto tego nie rozumie, ten dureń albo siedzi jeszcze mentalnie w PRLu. Najlepszym sposobem zarządzania ludźmi jest zmuszenie ich do walki, nieustannej rywalizacji.  Wspólnotowość obecna jest na poziomie fikcji – stylu życia, przywiązania do marek, albo na poziomie tak ogólnym, a przez to jałowym jeśli chodzi o potencjał zmiany, jak kraj, naród, ojczyzna. Świadomość danego problemu pojawia się gdy media głównego nurtu przemłócą temat, w  panikarskim najczęściej tonie, walcząc o wzrost klikalności.

W pewnym momencie następuje znudzenie tematem i na placu boju pozostaje jedynie garstka osób – najczęściej funkcjonujących od lat w bańkach aktywistycznych, albo posiadających kapitał społeczny umożliwiający przebicie się przez ścianę dezinformacji i uświadomienie sobie ważności problemu i znaczenie własnego zaangażowania. Te grupy szybko wykształcają swoją subkulturę, ich członkowie, uwięzieni przez algorytmy na tematycznych grupach, karmią się poczuciem (zwykle uzasadnionym) szczególnej ważności sprawy o którą walczą, a w warunkach bańkowego społeczeństwa sieci wykluwa się z tego prędzej czy później radykalizm, podejrzliwość, brak wyczucia języka czy błędna ocena skuteczności działania.

Nie mam pełnego przekonania czy blokowanie ronda w centrum miasta w godzinach szczytu jest najlepszym sposobem na umasowanie ruchu protestu. Mam pewność, że ludzie, którzy się na to zdecydowali mają rację w tym, o co krzyczą. Dlatego nie mam zamiaru ich pouczać, wystarczy już tego oburzenia nie na to, na co powinniśmy się oburzać.

 

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
  1. A może panowie i panie aktywiści zaczną od…. siebie? Zrezygnować z wielkomiejskich luksusów, przenieść się gdzieś na wieś i gotować sobie na obiadek pożywną brukiew z jarmużem na niskoemisyjnym ognisku…. Naturalnie zrezygnować trzeba będzie z różnych ,,pomocników” elektronicznych, ale czego sie nie robi dla dobra klimatu. Ciekaw jestem ilu opowie się za takim rozwiązaniem?
    Bo przykład redaktorze rzecz najistotniejsza!

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Demokracja czy demokratura

Okrzyk „O sancta simplicitas” (o święta naiwności) wydał Jan Hus, czeski dysydent (w dzisi…