Site icon Portal informacyjny STRAJK

Czym się różni dobry dzień Elona Muska od dobrego dnia mieszkańca Lesotho?

Co to znaczy „mieć dobry dzień”? Dla przeciętnego człowieka jest to dzień, w którym nie wystąpiło żadne nieszczęście, a ze wszystkimi obowiązkami poradził sobie bez przygniatającego stresu i pośpiechu. Dobry dzień mogą zrobić miłe słowa od bliskiej osoby, pozytywna diagnoza lekarska, wypłata na koncie, wygrany mecz ukochanej drużyny, obejrzenie ciekawego filmu, sukces zawodowy, ukończenie ważnego projektu, spotkanie z dawno niewidzianą babcią czy załatwienie problemu, który nie dawał nam spokoju. Innymi słowy – aby mieć „dobry dzień” wystarczy odrobina pomyślności przy braku nowych problemów.

Dobry dzień miał wczoraj Elon Musk. Należący do niego koncern Tesla – potentat w produkcji samochodów elektrycznych zyskał na nowojorskiej giełdzie. Cena akcji przedsiębiorstwa wzrosła o 12 proc. do poziomu 649 dolarów. Była to odpowiedź na wyniki finansowe spółki, której przychody osiągnęły 7,38 mld dolarów w ostatnim kwartale. Dla Elona oznacza to wzbogacenie się o 2,3 mld dolarów w ciągu jeden zaledwie godziny giełdowej. Jego majątek opiewa obecnie na 36 miliardów dolarów.

Dla Elona Muska jeden pomyślny dzień, czy nawet jedna godzina może przynieść majątek porównywalny z rocznym PKB Lesotho. Mieszkańcy tego dwumilionowego państwa na południu Afryki na co dzień żyją w nędzy. Pół miliona osób walczy o przetrwanie za mniej niż 1,25 dolara dziennie. Jak podaje raport UNICEF – najbardziej cierpią dzieci  – mieszkające w slumsach, które tworzą całe miasta. 40 proc. mieszkańców poniżej piątego roku życia cierpi z powodu przewlekłego niedożywienia oraz niedorozwoju. Śmiertelność niemowląt i dzieci poniżej pięciu lat od dekady nieustannie wzrasta. Dla nich „dobry dzień” to ten, w którym dostaną lekarstwo od pracownika organizacji pozarządowych. „Dobry dzień” to ten, który uda się przeżyć.

Fortuna Elona Muska nie jest największą hańbą tej planety. W przeciwieństwie do największego krezusa – właściciela Amazona Jeffa Bezosa, Musk przynajmniej płaci podatki. W 2016 roku oddał amerykańskiemu fiskusowi prawie 600 mln dolarów. Oczywiście, w skali całego jego majątku jest to prawie nic, jednak trzeba przyznać, że Musk to zdolny inżynier, którego projekty w jakimś stopniu mogą się ludzkości przysłużyć. W końcu lepsze elektryczne samochody, od tych, które emitują gazy cieplarniane. Podbój kosmosu też otworzy nowe możliwości rozwoju technologicznego i dostępu do zasobów.

Technologie, które rozwija Tesla czy Space X nie powstały dzięki  talentowi jednego przedsiębiorcy z RPA. To efekt pracy setek tysięcy inżynierów zatrudnianych za pieniądze podatników w firmach należących do państw. Musk swój sukces zawdzięcza otrzymaniu z federalnego budżetu 5 miliardów dolarów na początkowym etapie rozwoju Tesli. Również Space X jest obficie zasilany z publicznych środków. Mit genialnego wynalazcy, który serwuje ludzkości kolejne magiczne produkty to produkt marketingu wizerunkowego, bardzo udany, obliczony na stały dopływ inwestycji i stabilność wzrostu giełdowej wartości spółek.

Elon Musk nie jest szarlatanem, ani najpodlejszym z biznesowym złodziei, jednak nie ma żadnego uzasadnienia by jego codzienność była czymś tak drastycznie różnym od doli mieszkańca Lesotho, Sahary Zachodniej, Birmy, Czeczenii, czy nawet Polski. Wraz z nierównym podziałem bogactwa, pogłębia się też różnica w odczuwaniu „dobrego dnia”. To jedna z najbardziej wymownych niesprawiedliwości systemu, któremu na imię kapitalizm.

 

 

Exit mobile version