Przy okazji święta policji na miejscu dzisiejszych funkcjonariuszy tej formacji jak i innych służb mundurowych zacząłbym się rozglądać za inną pracą. Dokładnie tak samo zrobiłbym, gdyby zdarzyło mi się być wojskowym. Dlaczego? Bo wystarczy zacząć kojarzyć fakty. Z tej bliskiej, i z tej odległej historii.
Po roku 1945 młody człowiek szedł do pracy w milicji. Dookoła panowało spowodowane wojną rozluźnienie wszelkich hamulców. Przestępcy czuli się jak ryby w mętnej, powojennej wodzie. Młody człowiek zakładał opaskę i robił to, co kazało mu ówczesne prawo.
Minęło 30 lat. Młody człowiek z lat 70-tych naczytał się kryminałów, a ponieważ skończył studia, to nic nie stało na przeszkodzie, by smykałkę detektywistyczną połączyć z przyjemnością dostawania za to co się lubi, wynagrodzenia. Szedł do pracy w resorcie broniącym społeczeństwa przed przestępcami.
Minęło kolejne 40 lat i obaj ci – niegdyś młodzi – ludzie dowiedzieli się, że byli trybikami totalitarnego państwa. A skoro tak, to nie należy im się taka emerytura, jaką dostają. I to mino tego, że nigdy w życiu nie spuścili łomotu żadnemu opozycjoniście, o księdzu nie wspominając. Ba, po roku 1989 ich milicyjne, a nawet esbeckie dokonania, nie budziły żadnych zastrzeżeń wśród weryfikujących funkcjonariuszy byłych opozycjonistów.
Zastrzeżenia zaczęły się 20 lat później, gdy rząd PO PSL przeprowadził pierwszą ustawę dezubekizacyjną. Po kolejnych 8 latach PiS idzie dalej i dezubekizuje kolejne kilkadziesiąt tysięcy ludzi, którzy nigdy w życiu nie złamali obowiązującego niegdyś prawa. Jednak zdaniem paru osób, należy byłych pracowników resortu bezpieczeństwa ukarać za to, że byli totalitarnymi aparatczykami. I nic to, że potem wiele lat pracowali ku chwale „demokratycznej” Polski, robiąc to co robili wcześniej. Za tę pracę dostawali odznaczenia i awanse. A później emerytury.
Dla władzy, w której dominują ludzie nie mogący dać elektoratowi niczego konkretnego, konieczne było jakieś spektakularne zachowanie. No to padło na byłych, choćby jednodniowych, funkcjonariuszy MSW.
Zrobiono to pod hasłem sprawiedliwości. Ta zaś w polskich warunkach jest rozciągliwa jak guma do żucia.
Dzisiejsza władza, gdy przestanie być władzą, dzięki podziałom, jakie wyrąbała w społeczeństwie, będzie miała bardzo wielu przeciwników. Jeśli rządy PiS potrwają kilka lat, to obok depisizacji prawa, konieczna będzie dekaczyzacja ludzi. Zaczną się weryfikacje, lustracje i kary za związki z „autorytarnym reżimem PiS”.
W pierwszym rzędzie dotknie to nie polityków tej partii. Politycy bowiem zawsze się wybronią. Oberwą – jak zwykle – niewinni. Ci, którzy dziś obstawiają barierki pod Sejmem. Odgradzają Kaczyńskiego od świata na Krakowskim Przedmieściu. Ci, którym dziś wydaje się, że walczą z kryminalistami, a kiedyś tam dowiedzą się, że budowali zręby „nieludzkiego systemu”.
Wiara dzisiejszych policjantów w to, że służą ojczyźnie i społeczeństwu okaże się wiarą równie naiwną jak ich milicyjnym poprzednikom. „Depisizacyjni” prokuratorzy i lustratorzy w jakimś kolejnym wcieleniu IPN udowodnią, że było inaczej.
Natchnieni koniecznością rozliczeń nauczeni doświadczeniem udowodnią nawet, że Wojska Obrony Terytorialnej są „organizacją przestępczą o charakterze zbrojnym”. Tak, jak niegdyś usłyszeli to członkowie Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego.
Wraz z dzisiejszymi funkcjonariuszami na śmietnik trafią wtedy wszystkie pomniki, które PiS stawia dziś Lechowi Kaczyńskiemu. Facetowi, który miał pecha być bratem człowieka, który zaprowadził w Polsce „kaczyzm”. Nikt nie będzie pytał o rzeczywisty wkład byłego prezydenta w to co jego brat stworzył po 2015 roku. Tak jak nikt nie będzie bronił dzisiejszych funkcjonariuszy, którym kiedyś tam na zasadzie zbiorowej odpowiedzialności, w imię sprawiedliwości sprowadzi się emerytury do głodowych wysokości, za „udział w strukturach autorytarnego państwa PiS”.