Blisko milion hektarów i terenów roślinnych spłonęło w 2020 roku w amerykańskim stanie Kalifornia. W ostatnich dniach mają tam miejsce apokaliptyczne sceny. Sytuacji nie poprawiają ekstremalne temperatury.
W niedzielę słupki termometrów w Los Angeles pokazały 49,4 st C. To rekord hrabstwa, poprzedni, ustanowiony w 2006 roku wynosił 48,3 st C. Władze apelują o pozostanie w domach, na ulicach słychać syreny ambulansów zmierzających do osób, które zasłabły.
Jeszcze większym zagrożeniem są jednak pożary. W pięciu hrabstwach obowiązuje stan wyjątkowy. Epicentrum ognia są obecnie tereny w okolicach miasta Fresno, słynące z upraw winorośli. W niedzielę pożar zbliżył się do osiedla zamieszkanego przez ponad 200 osób przy zbiorniku retencyjnym Mammoth Pool. Ewakuowano je śmigłowcami – blisko dwadzieścia osób ma poparzenia, z czego dwie poważne.
W upalnym okresie od 15 sierpnia Kalifornia doświadczyła prawie tysiąca pożarów, z czego niektóre zostały wywołane przez człowieka. Pod względem spalonego obszaru – blisko 850 tys. hektarów – jest to już najtragiczniejszy rok w historii. – To szalone, nie mamy nawet października, listopada, a pobiliśmy już rekord – relacjonował stacji CNN kapitan straży pożarnej Richard Cordova.
Ze względu na rosnące zagrożenie gubernator Kalifornii Gavin Newsom ogłosił w niedzielę stan wyjątkowy dla pięciu hrabstw. Ewakuowano kilka tysięcy ludzi; blisko 50 tys. nie ma dostępu do prądu.