Mijają lata, mijają dekady,  świat się zmienia, pękają konserwatywne skorupy, prawo do życia w zgodzie z własną tożsamością staje się prawem obowiązującym. A prawica nadal siedzi w szafie. Przynajmniej ta nad Wisłą i Balatonem.

Ostatni piątek dla Jozsefa Szajera nie musiał się skończyć ucieczką po rynnie, gdyby nie agenda jego ugrupowania. Fidesz, podobnie jak PiS, kapitalizuje trudności adaptacyjne części społeczeństwa. Wykorzystuje zarówno zwyczajny lęk, który towarzyszy każdej zmianie, jak i poczucie niestabilności spowodowane kapitalistyczną degradacją warunków życia. Geje są potrzebni jako straszak – coś narzuconego z zewnątrz. Przez kogo? Jak to przez kogo? Unię Europejską! Gej z piórkiem w dupie na paradzie to alegoria szaleńczego przyspieszenia, które w epoce kapitalizmu i social mediów faktycznie ma miejsce. Z bycia gwarantem zachowania „tradycyjnych chrześcijańskich wartości” i oporu przeciwko „obcym wzorcom” Kaczyński czy Orban uczynili swój polityczny brand.

Homoerotyczna namiętność spowita jest więc na prawicy mgłą pozorów i niekończącym się teatrem hipokryzji. „Zachowanie europosła Fideszu Jozsefa Szajera nie mieści się w systemie wartości tej wspólnoty partyjnej i jest nie do przyjęcia” – mówił z przejęciem na spotkaniu z dziennikarzami węgierski premier.  Orban oczywiście doskonale wiedział o słabościach swojego współpracownika. Kierownictwo partii zapewne również. Politycy na tym szczeblu są regularnie prześwietlani przez wewnętrzny wywiad. Nie ma osób krystalicznych. Haki są na każdego, a po przekroczeniu pewnego poziomu każdy na każdego ma haka. Są używane, jeśli jest to opłacalne lub zachodzi taka potrzeba. Być może w przypadku Szajera taka potrzeba zaistniała i policja szczęśliwie trafiła pod adres, pod którym odbywało się nielegalne party.

Szajer w Brukseli żyje od 2002 roku. Wyprzystojniał, zapuścił brodę, wyraźnie załapał vibe bastionu zepsucia moralnego i upadku wartości. Czy miał problem z życiem w sprzeczności? A może to go napędzało? A może uznał zwycięstwo homoseksualnej rewolucji i udał się na gej party, niczym chrześcijanin w Rzymie, aby oddać siebie, a ocalić dzieci, które mogłyby zostać przez gejów skrzywdzone?

Ale tak już na poważnie – silna tabuizacja homoerotyzmu na prawicy – ukrycie, konspiracja, świadomość opłakanych konsekwencji wpadki, fantazja o przekroczeniu zakazu, a nawet sprzeczność z głoszonymi poglądami – to wszystko sprawa, że akt gejowskiego seksu staje się wzniosłym obiektem pożądania. W którymś momencie hamulce puszczają i człowiek idzie w tango. Czasem wychodzi głupio, tak jak w przypadku Jana Kanthaka, czy litewskiego homofobicznego deputowanego, który zapomniał kazać się schować swojemu kochankowi podczas wideokonferencji.

Jak powszechne jest rozkoszne przekraczanie zakazu w przypadku polityków prawicy? Moi znajomi geje regularnie raportują mi o doniesieniach ze środowiska. Padają naprawdę poważne nazwiska. I ciekawe historie: radny w darkroomie, impreza na statku zacumowanym na Wiśle z udziałem młodych chłopców i jednego z najpotężniejszych ludzi obozu władzy, pokaźna grupa w najbardziej radykalnej frakcji Zjednoczonej Prawicy. Słuchając ich zaczynam się zastanawiać, czy za całym homofobicznym szczuciem w tym kraju nie stoi sprzysiężenie gejów ? Jedni w kościele, drudzy w parlamencie, każdy na każdego ma haka, dlatego wszyscy milczą. Wszechogarniająca zasada omertà, a wszystko po to, by zachować homoseksualizm w tyglu tajemnicy i nielegalności. Może właśnie o to w tym chodzi?

patronite
Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Demokracja czy demokratura

Okrzyk „O sancta simplicitas” (o święta naiwności) wydał Jan Hus, czeski dysydent (w dzisi…