Site icon Portal informacyjny STRAJK

Dlaczego wypatrujemy pierdolnięcia asteroidy?

youtube,com

W stronę Ziemi zmierza asteroida. Zderzenie jest nieuniknione. Obiekt ma ogromne rozmiary. Koniec świata się zbliża. 

I tak zbliża się od dziesięciu lat, odkąd globalna populacja zaczęła czerpać informacje z portali społecznościowych. W ciągu tej dekady nurt strumienia gwałtowanie przyspieszał. I przyspiesza nadal. Kurczy się czas obcowania z informacją. Opublikowane w 2016 roku badania naukowców z Colombia Uniwersity i Institute de France wykazały, że 59 proc. udostępnień artykułów prasowych w soszjalach nie jest poprzedzonych kliknięciem w link. A zatem współczesny człowiek coraz częściej czerpię wiedzę o świecie wyłącznie z tytułu. Przewijając feeda, takich tytułów napotyka kilkaset w ciągu dnia.  Krótkotrwałe spięcie emocjonalne, udostępnienie i strumień porywa nas w dalszą drogę. W 1998 roku Paul Virilio w książce „Bomba informacyjna” pisał, że przeciętny obywatel europejskiego państwa w ciągu jednego dnia przyswaja taką bodźców informacyjnych, jaką w XV wieku przerabiałby przez całe życie. Powierzchowne zapoznawanie się z ważnymi tematami stwarza globalną wioskę ignorantów, znających się na wszystkim, a zarazem na niczym, wojujących w sprawach, o których nie mają pojęcia. Tak sformatowany człowiek wpada potem w ramiona tych, którzy serwują najprostszą, najgłupszą i najbardziej szkodliwą odpowiedź – skrajnej prawicy i głosicieli teorii spiskowych.

Ale wiecie, dlaczego wspomniałem o tej asteroidzie? Nie po to, by wygłaszać moralizatorską krytykę kultury klik bajtów. Taka krytyka już dawno została wchłonięta przez strumień, nie odnosząc żadnego skutku. Interesuje mnie zjawisko ekscytacji informacjami o nadchodzącej apokalipsie. „NARESZCIE” – napisała jedna z moich znajomych, udostępniając link o idącym na kolizję z naszą planetą. „O nie, ile można czekać” –  inna osoba, kiedy pojawiła się informacja o przelocie innego kosmicznego głazu niecałe 400 km od Ziemi. Takich komentarzy jest zatrzęsienie, podobnie jak dramatycznych tytułów na wszystkich w zasadzie portalach informacyjnych, również tych mniej szmatławych.

Nadprodukcja takich sensacji jest sygnałem wysokiej liczby udostępnień – dziennikarze piszą o tym, co znajduje potem noszenie w soszjalach. Dlaczego dzielimy się tak depresyjnymi bzdetami? Może dlatego, że ludzie przestają sobie radzić z otaczających ich rzeczywistością. Pokolenie urodzone w latach dziewięćdziesiątych nie pamięta świata bez kroczącej apokalipsy. Ich życie to postępujące w niepokojącym tempie zmiany klimatyczne, kryzys finansowy, wielkie migracje, uliczne demonstracje, wreszcie globalna epidemie. Kataklizmy dramatyzowane przez social media stwarzają poczucie, że świat się wali. Bo może zresztą się wali. Przeniesienie kontaktów do internetu rozpowszechniło stany lękowe i skłonności autodestrukcyjne. Na depresje zdiagnozowanych jest na świecie 350 mln osób. Za dziesięć lat będzie to najpowszechniejsza choroba na świecie. Doświadczony tym koszmarem człowiek ma często dosyć wszystkiego, pojawiają się najczarniejsze myśli. A wtedy, na Facebooku zjawia się asteroida, Cierpiący myśli:  „NARESZCIE”. Potężna, nieomal boska siła z zewnątrz zrobi to, do czego on jeszcze nie dojrzał, albo nie ma odwagi – ukróci te męki.

Ale jest też drugi wymiar tej ekscytacji. W czasach, gdy każde zjawisko jest poddawane dekonstrukcji, definiowane jest jego zanurzenie w stosunki społeczne, klasowe, językowe, środowiskowe, zanika pojęcie prawdy.Wszystko staje się płynne, zanikają wielkie narracje, indywidualizuje się doznawanie.  Nadejście globalnego kataklizmu, takiego jak uderzenie asteroidy jest wtargnięciem czegoś, co zdekonstruować się nie da, powrotem śmiertelnej powagi, a zarazem zawołaniem do przebudzenia, uświadomieniem, że nie wszystko jest wytłumaczalne i zależne od człowieka.

Ziemi tak naprawdę nie grozi uderzenie żadnego dużego obiektu w ciągu najbliższych 200 lat. Bohaterka mrożących krew w żyłach tytułów, asteroida Apophis minie naszą planetę w roku 2036. Ryzyko kolizji w skali Torino wyniesie wówczas zero, a ciągu najbliższych 100 lat: 0,000008 proc.  Ale o tym wie tylko mniejszość, która zadaje sobie trud przeczytania całego tekstu.

 

 

 

Exit mobile version