Muzułmanie powinni nosić widoczne znaki informujące o ich religii – takie rozwiązanie problemu terroryzmu wymarzył sobie potencjalny kandydat na prezydenta USA Donald Trump.
Miliarder starający się o nominację Partii Republikańskiej we wtorek sugerował zamknięcie meczetów, „bo dzieją się w nich złe rzeczy”. Teraz poszedł krok dalej. Aby nie doszło do kolejnych ataków terrorystycznych, wszyscy muzułmanie powinni jego zdaniem nosić wyróżniające znaki. Trump przyznał, że stygmatyzowanie całych grup wyznaniowych to wprawdzie praktyka mało spójna z demokracją, jednak jego zdaniem w obecnych czasach „będziemy musieli robić rzeczy, których nie robiliśmy wcześniej”.
Niestety, Trump głęboko się myli. Wystarczy podstawowa wiedza o najnowszej historii, by przypomnieć sobie, że praktykę znakowania znienawidzonej mniejszości już stosowano – w III Rzeszy. Na oznaczaniu i poniżaniu ofiar bynajmniej się wtedy nie skończyło. Czy Trump zamierza zamykać muzułmanów w gettach, jak kiedyś robił to Hitler z Żydami, a potem przejdzie do ich masowego mordowania? Na razie do likwidacji na pewno są meczety. A żeby żaden muzułmanin nie uniknął obowiązkowej segregacji, powstanie specjalna baza danych o wyznawcach tej religii. To też odgrzewany pomysł – program nadzorowania wyznawców islamu został wdrożony w Nowym Jorku po zamachach na World Trade Center i … nie doprowadził do ani jednego aresztowania. Nic to, pod rządami Trumpa na pewno pójdzie lepiej. A jeśli nie? Można dalej czerpać inspirację z historii. Polscy nacjonaliści już proponowali ponowne otwarcie obozów śmierci.