Już 40 proc. Amerykanów zamierza zagłosować na Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich. Czy rozumieją, jakie skutki będzie miało wdrożenie w życie jego ostatnich obietnic?
Wczoraj Trump zapowiedział, że jeśli zostanie prezydentem, błyskawicznie doprowadzi do wycofania ustawy, której celem było ujęcie w pewne ramy rynku nieuregulowanych instrumentów pochodnych i niedopuszczenie do powtórki kryzysu z 2008 r. W szczególności prawo to, znane jako Dodd-Frank Act, wprowadzało limity transakcji dla pozycji niezabezpieczonych, noszących znamiona spekulacji na instrumentach surowcowych i towarowych. Tworzyło również Biuro Ochrony Finansowej Konsumentów, którego celem było nadzorowanie produktów finansowych wprowadzanych na rynek, adresowanych do szerokiego kręgu klientów. Kontrola objęła nie tylko banki, ale i inne instytucje zajmujące się m.in. pożyczkami, nieposiadające statusu banku. Przeciwnikami wprowadzonej dzięki staraniom Baracka Obamy ustawy były zwłaszcza te wielkie firmy, które zarabiały krocie na ryzykownych operacjach finansowych.
– Przez Dodd-Frank Act bankierzy nie mogą normalnie funkcjonować – grzmiał Trump. – Ta ustawa sprawia, że bankierzy mają ogromne trudności, by pożyczać pieniądze ludziom, którzy tworzą miejsca pracy, ludziom, którzy mają swoje biznesy i tworzą miejsca pracy. To się musi skończyć.
Pogląd, że niekontrolowana spekulacja przekłada się na tworzenie miejsc pracy, wywołał zdziwienie nawet w Partii Republikańskiej. Republikańscy kongresmeni są wprawdzie przeciwnikami Biura Ochrony Finansowej Konsumentów i domagali się przyznania małym i średnim bankom większych możliwości w zakresie ryzykownych inwestycji, ale nie występowali przeciwko Dodd-Frank Act w całości. Republikanie zamierzali przedstawić własny projekt zmian w ciągu kilku tygodni; jak twierdzą, Trump wystąpił ze swoją inicjatywą zupełnie samodzielnie. Również lobbyści bankowi starali się w ostatnim czasie tylko o pewne korekty w ustawie.
Przeciwko pomysłom Trumpa na wspieranie finansjery wystąpiła Hillary Clinton. Ubiegająca się o nominację Partii Demokratycznej polityczka stwierdziła, że taka zmiana uderzyłaby w amerykańską klasę średnią. Bardziej bezpośredni był Dennis Kelleher z Better Markets, grupy, która walczy o ściślejsze regulacje dotyczące operacji giełdowych. Uważa on, że plan Trumpa byłby jak policzek dla wszystkich Amerykanów, którzy ucierpieli wskutek wybuchu kryzysu gospodarczego w 2008 r.