Rok temu zakazali aborcji. Miesiąc temu zakaz aborcji zabił pierwszą kobietę. A przynajmniej – o pierwszej się dowiedzieliśmy. Teraz zapowiedzieli wprowadzenie rejestru ciąż. By żadnej aborcji nie było można ukryć, a z każdego utraconego płodu należało się wytłumaczyć.
Pewnie się zastanawiacie: Dlaczego znów to robią? Po co? Z chorej potrzeby kontroli? Żeby pokazać kobietom gdzie ich miejsce? Udowodnić, jak daleko są w stanie się posunąć? Że nie ustąpią, a zrobią to, co zapowiedzieli? Co jeszcze planują wytoczyć? Obowiązkowe kontrole ginekologiczne? Zakaz antykoncepcji? Zakaz wychodzenia z domu bez asysty mężczyzny?
Może was uspokoję: moim zdaniem tym razem nie chodzi o demonstracje siły czy udowodnienie czegokolwiek kobietom, ani też o kolejny etap realizacji utopii rodem z Opowieści Podręcznej. Chodzi przede wszystkim o odwrócenie uwagi.
Przyjrzyjmy się sytuacji w kraju. Krótko mówiąc: dzieje się źle. Kaczyński dostrzega kumulacje niebezpiecznych czynników, które bezpośrednio uderzają w stabilność jego obozu władzy. Narasta niezadowolenie społeczne, co gorsza wśród tych, którzy być może już niedługo będą potrzebni prezesowi przy urnach. Mieli spokojnie doczekać efektów Nowego Ładu, a następnie dać władzy kolejną kadencję. Ale zamiast spokoju w ludziach rodzi się wkurw. Miał być zmierzch epidemii, a jest rozwałka kruchej stabilności. Wkurw się rodzi każdego dnia w supermarketach, przy każdym spojrzeniu na paragon. Rodzi się, bo rząd zaczyna przebąkiwać o restrykcjach dla niezaszczepionych. Wreszcie: rodzi się w głowach ludzi, których władza przez lata uczyła „niepokornego” myślenia, stawania okoniem wobec LGBT, 5G i UE. Teraz część z nich nie chce się szczepić, ani poddawać ograniczeniom.
Zwróćmy też uwagę, że wyczerpuje się powoli paliwo konfliktu na granicy. Prezydent Białorusi spełnił już swój cel – odblokował kontakty z zachodem, a więc możliwe, że chwilowo uniemożliwi uchodźcom dobijanie się do zewnętrznych granicy UE. Dla polskich władz to nieciekawa perspektywa – zostali zmarginalizowani, a poza tym – skończy się snucie opowieści o uchodźczej agresji i dzielnych pogranicznikach, którymi reżimowe media karmiły umysły odbiorców w ostatnich tygodniach.
Trzeba rzucić temat zastępczy. Coś, co poruszy, wzbudzi emocje, a odwróci uwagę, każąc postawić się po jakiejś stronie. Wyprowadzenie kobiet na ulicę sprawdziło się rok temu. Wiadomości, zamiast trupów i przepełnionych szpitali, miały „agresywne julki” atakujące dzielnych policjantów. Nobliwi panowie mogli pomstować nad upadkiem obyczajów młodych panien. Z drugiej strony, społeczeństwa dużych miast, i tak już antypisowskie, mogły przeżywać swój Paryż 1968, płynąć na fali buntu. Każdy znalazł coś dla siebie.
Wyobrażam sobie, że pewnego listopadowego wieczoru zwołał naradę na Nowogrodzkiej. Siadł sobie przy stole ze świtą zaufanych ludzi: Morawiecki, Brudziński, Błaszczak, może Gliński i kilku mniej znanych specjalistów od zarządzania emocjami społecznymi. I tak powstała fabuła drugiego sezonu. Potencjalne morderczynie, kontra bezkompromisowi obrońcy życia. Bezwzględność i oburzenie. Wielotysięczne protesty, zatrzymania, starcia z mundurowymi. Spolaryzowane społeczeństwo wprowadzone w somnabuliczny trans na kilka tygodni. Tego im trzeba. Oni chcą podpalić Polskę, by choć na chwilę odzyskać kontrolę nad sytuacją.
Jest jeszcze jeden możliwy czynnik. Kaczyński i spółka widzą, że muszą wprowadzić obostrzenia. Idą mrozy, a więc liczba przypadków niechybnie wzrośnie. A już teraz w szpitalach kowidowych umiera dziennie po 400 chorych. Dla porównania – Niemcy załamują ręce, bo mają 200 trupów dziennie. O poparcie dla obostrzeń jest zmuszony żebrać po planktonie. To musi być bardzo trudne – po „przełamywania imposybilizmu”, koncentracji władzy w jednym ośrodku, teraz prezes teraz stał się zakładnikiem różnego rodzaju szurii – obrońców zarodków, nacjonalistów, kukistów, antyszczepów. Ten projekt ustawy, coś tak absurdalnego jak „rejestr ciąż” wygląda trochę jak próba obłaskawienia takiego „sojusznika” jak Zbigniew Ziobro. Szeryf zyskałby minuty w rządowych mediach, których przez ostatni rok mu żałowano, miałby też możliwość przemawiania z pozycji oskarżyciela, a przecież pozycjonowanie się jako ten-bardziej-zdecydowany-niż-Kaczyński jest już od dawna podstawą formowania jego wizerunku politycznego.
Być może jednak nie dojdzie do eskalacji, jest też możliwy scenariusz, w którym władza poprzestanie na plotkach czy raczej groźbach w sprawie rejestru ciąż. Z pewnością jedna ten temat będzie angażował nasze myśli i emocje. Po to właśnie się narodził.