Site icon Portal informacyjny STRAJK

Dostęp do broni czyli polsko-amerykańska walka z hałasem

 

„NRA [Narodowe Stowarzyszenie Strzeleckie Ameryki – amerykańskie lobby na rzecz powszechnego prawa do posiadania broni] mówi, że masakry popełnione z broni palnej są jedynie ceną ochrony wolności do popełniania masakr.”

W ten sposób satyryczny portal „The Onion” podsumował rytualne argumenty padające ze strony amerykańskich odpowiedników kukizowców, które padły po masakrze w Las Vegas. Jak zwykle dzielą się one na dwa główne rodzaje: „To nie jest moment, żeby o tym rozmawiać [o ograniczeniu dostępu do broni]. Teraz, w obliczu tragedii, musimy myśleć o zachowaniu jedności narodowej” (Sarah Sanders, rzeczniczka Białego Domu), i „Taka jest cena wolności” (NRA). Oba te rodzaje da się skupić w starym powiedzeniu „ciszej nad tą trumną (właściwie trumnami)”.

Amerykańska walka z hałasem idzie dużo dalej. W Kongresie dojrzewa ustawa, która na 100 proc. zostanie wkrótce przyjęta, o ułatwieniu powszechnego dostępu do tłumików. No jasne, gdyby strzelec z Las Vegas miał zamontowane tłumiki na swoich lufach, nie dałoby się go zlokalizować, ale jednak byłoby ciszej. Do tego amerykańscy deputowani zalegalizują sprzedaż kul rozrywających (typu dum-dum), choć pod warunkiem, że „producenci zadeklarują ich przeznaczenie wyłącznie do ćwiczeń”. Czyli tylko dla rozrywki. To logiczne – w połączniu z tłumikami będzie można boki zrywać, jak na niemym filmie z gagami.

W Europie od czasów Czechowa znamy inne stare powiedzenie krążące w różnych formach, że „jeśli strzelba wisi na ścianie, to musi w końcu wystrzelić”. Któregoś dnia doszli do tego „amerykańscy naukowcy”, konkretnie ekipy Uniwersytetu Harvarda, które dla pewności posługując się różnymi metodologiami doszły, że „im więcej jest broni, tym więcej zabójstw i samobójstw”. Posiadanie broni w domu powoduje, że amerykańskie dzieci w wieku 5-14 lat mają 11 razy większą szansę na śmierć od kuli niż w jakimkolwiek kraju rozwiniętym.  A los kobiet? Kłótnie domowe kończą się tam wystrzałem najczęściej na świecie.

To oczywiście dlatego, że w Ameryce jest najwięcej sztuk broni na mieszkańca. Potem długo, długo nic, aż na drugiej pozycji mamy Jemen, gdzie trwa wojna. Zmiana tego stanu rzeczy jest już niemożliwa z powodów kulturowo-strukturalnych. Korupcja polityczna jest legalna, NRA szczodrze finansuje wybory odpowiednich ludzi. Obama z demokratami po masakrze w szkole podstawowej Sandy Hook w 2012 r. coś tam głośno obiecywali, ale musiało rozejść się po kościach, z powodu rytualnej walki z hałasem.

Co do Polski, być może pójdzie kiedyś drogą australijską, jeśli nasze NRA nie będzie zbyt silne politycznie i finansowo. W Australii była taka „wolność” jaką proponują nasi kukizowcy z poparciem pisowców, aż po kolejnej masowej masakrze, w 1996 r., rząd uznał prostą „harvardzką” prawdę „im więcej broni, tym mniej bezpieczeństwa” i podjął szeroką akcję skupowania broni od swoich obywateli, za pieniądze podatników. Ograniczenie liczby krążącej broni zmniejszyło samobójstwa o 74 proc., morderstwa o 42 proc. W tym roku akcję skupowania wznowiono, by ratować kolejne życia.

To oczywiście pieśń przyszłości. Póki co, możemy tylko namówić Kukiza i innych zwolenników powszechnego dostępu do broni, by zezwoli też na tłumiki, żeby było ciszej. Będzie po amerykańsku pełną gębą, skoro nie da się nałożyć tłumików na ich głupie gęby. Wygramy przynajmniej walkę z hałasem.

Exit mobile version