Z łzami w oczach i łamiącym się głosem wygłosiła apel o wparcie właścicielka warszawskiej kawiarni Miau Cafe. Bizneswoman jest załamana, bo Polski Fundusz Rozwoju odmówił jej przyznania pomocy w ramach tarczy antykryzysowej.
Miau Cafe to zlokalizowana w stołecznej dzielnicy Mokotów kawiarnia, w której oprócz ciastek i kawy można również pogłaskać przetrzymywane tam na stałe koty. Zwierzęta, w zamyśle biznesowym miały przyciągać swoich wielbicieli. Koncept wypalił, kawiarnia zdobyła sporą popularność, choć nie brakowało też głosów krytycznych – niektórzy klienci obchodzili się z kotami mało delikatnie, a zajęty pracą personel nie był w stanie reagować na każdą taką sytuację.
W 2017 roku pod lokalem odbywały się protesty związkowców wspierających pracownice lokalu. Właścicielka miała zatrudniać cały personel na czarno, a od podwładnej, która ujawniła proceder, zażądała przeprosin oraz wpłaty 50 tysięcy złotych. Pracownice, które wzięły udział w proteście, odeszły potem z pracy.
Minęły cztery lata i okazuje się, że warunki pracy w Miau Cafe wciąż są pozostawiają sporo do życzena. Świadczą o tym komunikaty prezesa Polskiego Funduszu Rozwoju, który osobiście odpowiedział szlochającej bizneswoman, dlaczego nie otrzymała wsparcia. „Niestety odmowa wiosną i obecnie z powodu braku pracowników i zaległości do Urzędu Skarbowego i ZUS. Firma otrzymała przyczyny odmowy” – wytłumaczył Paweł Borys. W świetle polskiego prawa osoba zatrudniona na umowie cywilnoprawnej nie jest pracownikiem. Polski Fundusz Rozwoju uznał, że Miau Cafe nie kwalifikuje się do otrzymania wsparcia dla małych i średnich firm, gdyż w istocie jest jednoosobową działalnością gospodarczą, która tylko „podejmuje współpracę” z ludźmi na umowach cywilnoprawnych (czytaj: śmieciowych).
Właścicielka Miau Cafe uważa, że jest ofiarą niesprawiedliwości. „Wczoraj dowiedzieliśmy się, że nie dostaliśmy środków z Polskiego Funduszu Rozwoju, dzięki którym nasza kawiarnia miała szansę przeżyć ten okrutnie ciężki czas, w jakim wszyscy się znajdujemy. Jest to dla nas okropny cios. Nie spodziewaliśmy się takiej decyzji i szczerze mówiąc jesteśmy załamani”
Przedsiębiorczyni wyznała też do jakiego poświęcenia musiała się posunąć, aby złożyć wniosek o pomoc. „Musiałam spłacić całe zadłużenie w ZUS i Urzędzie Skarbowym”
Właścicielka Miau Cafe ze łzami w oczach o braku pomocy z tarczy antykryzsowej. Ciekawe jak tam kolejny klip u @PremierRP. ? pic.twitter.com/KnAGzBhDlu
— Wiktor Misztal? (@MisztalWiktor) March 2, 2021
Mimo pandemii i obowiązującego zakazu działalności lokali gastronomicznych, Miau Cafe działa. Lokal oferuje sprzedaż miejsca do pracy w zestawie z kawą i ciastem. Cena jest wysoka – 40 złotych za możliwość posiedzenia przez dwie godziny.
Putin: jesteśmy gotowi do wojny jądrowej
Prezydent Rosji udzielił wywiadu dyrektorowi rosyjskiego holdingu medialnego „Rossija Sego…
Artykuł nierzetelny, nastawiony na sensację, po prostu PODŁY. Przede wszystkim sposób pisania pana jest taki, żeby wszystko ukazało się czytelnikowi w złym świetle (pomijam już sprawy pracowników oraz finansowe o których nie wiem, więc nie będę się wypowiadać, ale np. autor pisze „przetrzymywane tam na stałe koty” – gdyby ten pan naprawdę znał kawiarnię Miau Cafe, to by takich bzdur nie pisał. Te koty nie są tam”przetrzymywane”, jeśli już to utrzymywane, bo to jest ich dom tymczasowy; mają jedzenie, opiekę i szanse na znalezienie nowego domu, zamiast trafienia do schroniska. Ostatnio dużo kotków znalazło w ten sposób nowe domy, niektóre już kilka dni po trafieniu do Miau. (Nota bene, na zdjęciu to nie jest wnętrze obecnej kawiarni Miau Cafe)
Zdanie o tym, że mimo pandemii i zakazu działalności lokali gastronomicznych, Miau Cafe działa, też ma zrobić złe wrażenie na czytelniku (No jak to, łamią zakazy i zarabiają…) Otóż prawda jest taka, że kawiarnia, podobnie jak większość innych lokali gastronomicznych, działa na wynos (w bardzo okrojonej ofercie i z zachowaniem wszystkich obowiązujących w pandemii środków ostrożności) Owszem, jest możliwość wynajęcia przed południem stolika do pracy + kawa z ciastkiem. I co w tym jest złego? Stali klienci Miau Cafe sami podsunęli ten pomysł, bo jakoś trzeba utrzymać kawiarnię, opłacić czynsz i utrzymać koty. Są ludzie, którzy chcą, żeby to miejsce przetrwało, bo ta kawiarnia jest wyjątkowa, dla wielu osób bardzo ważna.
Po przeczytaniu tego artykułu, nasuwa mi się myśl: Bardzo łatwo jest kogoś zniszczyć. Szczególnie jak robi coś pozytywnego. Jak można być tak podłym?
Nie byle ktoś, tylko sam prezes PFR. Zatrudnianie w określonym miejscu na określony czas to umowa o prace – jesli tam byla umowa zlecenie, jest to lamanie prawa. I notabene dlatego tarcza nie przysluguje. Wiec klamanie, ze spelnilo sie wymogi, a nie dostalo sie pomocy po to, by wzbudzic litosc innych ludzi, to zwykle swinstwo.
Dane na relacji z IG potwierdzaja, ze zatrudniona jest tylko wlascicielka, wiec nie kwalifikuje sie do pomocy z tarczy dla przedsiebiorstw.
Może warto sprawdzić informacje, zanim się je bezmyślnie powieli w postaci artykułu? To że ktoś tak se napisał na twitterze to już znaczy że to prawda? Poza tym brak pracownika = brak osoby na umowie o pracę, a nie zatrudnianie na czarno, mogliby byc wszyscy na umowach zlecenie i to NIE JEST zatrudnianie na czarno! A dziś na relacji IG kawiarni pojawiła się dziś relacja, w której pokazane są dane ZUS które zostały przekazane do PFR, wg których pracownicy owszem byli zatrudniani w kawiarni, 1 na UOP + osoby współpracujące na umowach cywilnoprawnych. Więc prosze nie powielać kłamstw!
Lolololol, cwaniaro byznesłoman a wiesz ze istnieje coś takiego jak stosunek pracy i pracowanie pod grafikiem jak to się pracuje w kawiarniach to jest nawiązanie stosunku pracy? Nie wystarczy że sprytna właścicielka postanowi zatrudnić na umowach zlecenie ludzi którzy powinni być zatrudnieni na umowę o pracę, to również jest łamanie prawa.