Władze Wrocławia prawie nic nie robią, by uporać się z głównym źródłem zanieczyszczenia powietrza w mieście – wiekowymi kotłami węglowymi w mieszkaniach należących do gminy. Tymczasem mieszkańcy umierają od smogu. Działacz miejski mówi wprost: to skandal, a winna temu jest gmina.
Stolica Dolnego Śląska ma poważny problem ze smogiem i wiele wskazuje, że jeżeli władze miasta nie zmienią swojego podejścia do tej sprawy, o powietrzu znośnej jakości nie będzie można marzyć jeszcze przez wiele lat. To realne zagrożenie dla zdrowia i życia mieszkańców Wrocławia. Naukowcy oszacowali, że co roku smog powoduje śmierć około 1 tysiąca wrocławian. W 2018 r. norma pyłu zawieszonego PM2,5 ustalona przez WHO była przekroczona przez 109 dni. Poziom benzo(a)pirenu był średnio trzykrotnie wyższy od dopuszczalnego.
Głównym źródłem smogu we Wrocławiu – podobnie jak w innych polskich metropoliach – są stare piece węglowe. Znaczna ich większość należy do miasta, bo są w nie wyposażone mieszkania z zasobu komunalnego. Jest ich 18 tys. Nie wiadomo dokładnie ile takich pieców znajduje się w mieście ogółem, bo przedstawiciele ratusza podawali dotychczas różne liczby. Poprzedni prezydent Wrocławia Rafał Dutkiewicz szacował, że w mieście znajduje się w sumie około 23 tys. tego typu palenisk. Oznaczałoby to, że zasób miejski obejmuje prawie trzy czwarte tej infrastruktury, więc polityka samorządu na tym obszarze jest kluczowa w radzeniu sobie ze smogiem.
Tymczasem wymiana pieców zachodzi w ślimaczym tempie. W minionym roku usunięto ich ponad tysiąc. W 2017 r. była to zaledwie liczba 486, a rok wcześniej – 417. Jest to tempo nieakceptowalne. W 2018 r. sejmik dolnośląski przyjął tzw. uchwałę antysmogową, która przewiduje, że stare piece węglowe znikną do 2024 r. Przy obecnej tendencji cel ten jest nie do osiągnięcia.
Jakub Nowotarski, prezes wrocławskiego stowarzyszenia Akcja Miasto, w rozmowie z mediami nazywał tę sytuację skandalem: – Głównym trucicielem Wrocławia jest gmina Wrocław (…) Nie jestem w stanie pojąć, dlaczego poprzednie władze nic z tym przez lata nie zrobiły. Teraz jest czas na szybkie działanie.
Sam nowy prezydent Jacek Sutryk przyznaje, że sytuacja musi się zmienić. Prasie powiedział, że powoła specjalnego pełnomocnika, którego zadaniem będzie znaczne przyśpieszenie tempa wymiany. Radni skarżą się, że to kwestia pieniędzy i jest w tym sporo racji. Wymowny jest przykład Krakowa, gdzie wymienia się 6 tys. kotłów rocznie. Tam na ten cel miasto przeznacza 80 mln zł w ciągu roku, podczas gdy we Wrocławiu jest to około 20 mln – z żałosnym efektem. Stolica Małopolski przeprowadziła dodatkowo szczegółową inwentaryzację starego sprzętu, problem finansów jest jednak podstawowy. Nadzieja w tym, że rząd ma w tym zakresie wspomóc samorządowców z funduszy termomodernizacyjnego.