Od początku sierpnia ruch obywatelski „Dzikie Karpaty”, który powstał w lipcu, by patrzeć leśnikom na ręce (zaangażował się w niego m.in. Adam Wajrak), patroluje Bieszczady oraz Pogórze. Oskarża leśników o nadmierną wycinkę drzew i usuwanie ostatnich drzew pomnikowych, m.in. 180-letniej jodły. Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska opędza się od aktywistów i zaprzecza, jakoby lasy były niszczone. „Nie każde 100-letnie drzewo jest pomnikiem przyrody” – twierdzi dyrektorka.
W kwietniu minister środowiska podpisał Plan Urządzenia Lasu dla Nadleśnictwa Bircza. Zakłada on wycięcie ok. 1,5 mln m3 karpackiego lasu. Ekologów oraz zwolenników utworzenia Turnickiego Parku Narodowego zbulwersowała ta decyzja. Dlatego skrzyknęli się i pod koniec lipca utworzyli oddolny ruch „Dzikie Karpaty”. Pogodzili się z tym, że Turnicki Park na razie nie powstanie, ale chcą chociaż ochronić przed wycinką najcenniejsze fragmenty lasów nadleśnictw Stuposiany i Bircza oraz drzewa-relikty Puszczy Karpackiej w ramach rezerwatu przyrody.
– Zależy nam na ochronie przyrodniczej wartości tego miejsca, ale też na dialogu z mieszkańcami. Ich głos musi być wzięty pod uwagę w dyskusji o ochronie przyrody Karpat, a każda zmiana powinna uwzględniać ich potrzeby oraz nie godzić w ich interes. Jesteśmy świadomi złożoności zagadnień, jakie wiążą się z ochroną przyrody w Polsce – mówił „Wyborczej” 26 lipca jeden z założycieli ruchu, Augustyn Mikos.
Aktywiści od początku sierpnia patrolują teren i monitorują szkody poczynione przez leśników z piłami. Na Facebooku pokazali między innymi materiały dowodzące, iż ścięto drzewo o obwodzie 260 cm oraz 180-letnią jodłę o pomnikowych rozmiarach. Udowodnili również, że utwardzono wykonaną przez leśników drogę leśną na Otryt. Zarzucają leśnikom, że ukrywają prawdziwe rozmiary wycinki, a mogą one dorównywać zniszczeniom, jakie poczyniono w Białowieży.
W przypadku jodły zapewniono ich, że była to pomyłka leśniczego, jednak ekolodzy nie wierzą. Twierdzą, że tablice zakazujące wstępu na teren wycinki postawiono po to, aby nikt się nie dowiedział, ile drzewa idzie pod topór.
Grażyna Zagrobelna, dyrektor RDLP w Krośnie, zarzuca aktywistom „tendencyjność”: „Ekolodzy pokazują tendencyjne „apokaliptyczne” obrazy z miejsc pozyskania drewna. Uzyskują takie efekty dzięki filmowaniu w ujęciach szerokokątnych, sugerujących powstawanie potężnych powierzchni otwartych” – napisała w oświadczeniu, będącym odpowiedzią na zarzuty formułowane pod adresem leśniczych. – „Taka retoryka jest używana do manipulacji opinią publiczną, bowiem bieszczadzkie drzewostany zawsze będą ponad 100-letnie, gdyż wynika to z długowieczności gatunków dominujących (jodła, buk) i z zasad prowadzenia gospodarki leśnej. Nie każde stuletnie drzewo musi być pomnikiem przyrody, tak jak nie każdy stuletni budynek jest zabytkiem wyłącznie ze względu na wiek”.
Pojawiły się również teorie spiskowe dotyczące finansowania i działalności „Dzikich Karpat”: „Wiemy, że ta kampania zaplanowana została poza naszym regionem, realizowana jest z rozmachem i będzie trwała długo”.
13 sierpnia na swojej stronie Dyrekcja umieściła inne oświadczenie, tym razem powołując się na swojego rzecznika Edwarda Marszałka, który nazywa zarzuty ekologów „wrogim działaniem”. „Aktywiści penetrują lasy w poszukiwaniu ściętych pni i drzew a wiadomo, że co roku pozyskiwanych jest około 2 milionów metrów sześciennych drewna. (…) Nie będzie komentarza do ogólnego zarzutu o niszczenie tzw. puszczy karpackiej, ponieważ nie sprecyzowano, co ten termin oznacza”.