Recep Tayyip Erdogan wezwał Armenię, by natychmiast wycofała się z „okupowanych terytorium Azerbejdżanu” w Górskim Karabachu i zapowiedział, że Turcja nie zaprzestanie wspierania Azerbejdżanu.

– Kryzysowi, który zaczął się wraz z okupacją Górskiego Karabachu, należy położyć kres – grzmiał Erdogan podczas publicznego wystąpienia w Stambule. Zaznaczył, że stanie się tak dopiero wtedy, gdy Armenia zaprzestanie wspierania zamieszkiwanej głównie przez Ormian separatystycznej republiki, a także wycofa z frontu swoich „zagranicznych najemników” i „terrorystów”. Nie odniósł się do zarzutów, iż to Turcja nie tylko wspiera Azerów wojskowo – co jest jasne – ale też przerzuciła nad Morze Kaspijskie byłych dżihadystów, w tym tych spod sztandaru Państwa Islamskiego, uczestniczących w wojnie w Syrii, a potem w operacjach przeciwko kurdyjskim autonomiom w Afrinie i Rożawie. Udziałowi najemników w wojnie wczoraj zaprzeczał – co również nie dziwi – minister obrony Turcji Hulusi Akar oczywiście zaprzeczając.

– Mamy dobre stosunki w tym regionie. Zobaczymy, czy uda nam się to zatrzymać – powiedział dziś w sprawie Górskiego Karabachu Donald Trump. Kilka godzin po nim zabrał głos kandydat Demokratów na prezydenta Joe Biden, który przede wszystkim zaatakował Rosję, zarzucając jej zaopatrywanie w broń obydwu walczących stron. Postawa rosyjskiej dyplomacji jest do tej pory bardzo wstrzemięźliwa: rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow wezwał obie strony do rozwiązania konfliktu drogą dyplomatyczną i do rezygnacji z użycia siły militarnej. Władimir Putin odbył natomiast rozmowę telefoniczną z premierem Armenii Nikolem Paszynianem. W Erywaniu trwa już powszechna mobilizacja.

28 września na tzw. linii kontaktowej (faktycznej granicy nieuznawanej republiki Górskiego Karabachu) doszło do nowych starć z użyciem ciężkiego sprzętu. Skala starć przewyższa wcześniejsze incydenty zbrojne, do których regularnie dochodziło w tym i poprzednich latach. Podczas ostatniej zbrojnej konfrontacji w lipcu 2020 r. zginęło 16 osób po obydwu stronach granicy. Obecnie każda ze stron twierdzi, iż zadała przeciwnikowi straty w ludziach, idące w setki zabitych i rannych, i w sprzęcie. Armenia przekonuje, że wojska jej samej oraz sił zbrojnych Górskiego Karabachu zniszczyły 36 czołgów i 27 dronów, a straty terytorialne na terenie Górskiego Karabachu są nieznaczne i tymczasowe. Azerbejdżan chwali się 15 zniszczonymi czołgami i pojazdami opancerzonymi oraz kilkunastoma instalacjami przeciwlotniczymi przeciwnika. Azerski ostrzał artyleryjski sięgnął stolicy Górskiego Karabachu Stepanakertu. W Azerbejdżanie mocno nakręcane są nacjonalistyczne emocje: doradcy prezydenta Ilhama Alijewa mówią o „wojnie ojczyźnianej”.

Wsparcie tureckie dla Azerbejdżanu, zamieszkiwanego przez naród bardzo bliski Turkom językowo, systematycznie rosło w ostatnich latach. Ankara chce powiększać swoją faktyczną strefę wpływów, wykorzystując zachowawczość i niekonsekwencję polityki rosyjskiej na Zakaukaziu (gdzie Armenia jest głównym partnerem Moskwy), a ostatnio fakt, iż Kreml skupiony jest na sytuacji na Białorusi.

patronite
Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Putin: jesteśmy gotowi do wojny jądrowej

Prezydent Rosji udzielił wywiadu dyrektorowi rosyjskiego holdingu medialnego „Rossija Sego…