Bóg mi świadkiem, że nie żywię żadnych pozytywnych emocji do Andrzeja Dudy – uważam, że jest najgorszym prezydentem Polski od czasów Lecha Wałęsy, chociaż doprawdy nie było łatwo przebić pozostałych konkurentów. Skrajnie niesamodzielnym, fatalnie sprawdzającym się w reprezentowaniu kraju na zewnątrz. Jego styl robienia polityki jest wręcz kabaretowy – nie bez powodu jest gwiazdą memów. Rozumiem też, że w przypadku polityka, zwłaszcza na tak wysokim stanowisku, krytyce podlega nie tylko fakt, że jest bezkrytycznym notariuszem rządu, ale także wizerunek. Dlatego rozumiem, że obleśny uśmiech prezydenta po ujrzeniu pośladków Doroty Rabczewskiej na gali „SuperExpressu” może być dla kogoś irytujący. Polityk, który z wulgarną ostentacją popisuje się swoją religijnością, jednocześnie wykorzystując swoją pozycję do okazywania stricte seksualnego zainteresowania kobietom znacznie od siebie młodszym, ośmiesza się, to fakt. Takich polityków zresztą nigdy na polskiej scenie nie brakowało; chutliwych satyrów, biegających co niedzielę do kościoła i fotografujących się z hostią w ustach zawsze było w Polsce wielu, od ZChN-u, przez PiS po PO. Obrzydliwy jest też sam fakt, że prezydent pojawia się na gali właśnie „SuperExpressu”, tabloidu znanego z – mówiąc oględnie – zachowań znacznie poniżej przyjętej etyki dziennikarskiej.
Jednak o wiele bardziej porażające wydaje mi się w tej sytuacji zachowanie liberalnych mediów: „Gazety Wyborczej” i TVN-u. Ich zdaniem Duda nie dlatego zachował się niewłaściwie, że oblizywał się na widok pośladków obcej kobiety, ale dlatego, że w ogóle przyszedł na jej występ. „(…) prezydent, wiedząc, że wystąpi artystka kontrowersyjna, godzi się na jej konwencję. Jeśli idziemy do Moulin Rouge, to wiemy czego się spodziewać, akceptujemy tę konwencję, ale tam raczej prezydent nie chodzi. (…) Gdzie został majestat głowy państwa? W szatni?” – grzmi „ekspert ds. protokołu” zapytany o zdanie przez „GW”, Janusz Sibora. Czytam to i przecieram oczy – który mamy rok? Na pewno 2016? Ktoś w mediach, i to mediach uważanych za postępowe, przekazuje zupełnie na serio informację, że pokazywanie się w towarzystwie kobiety, znanej m.in. z odsłaniania ciała, szkodzi „majestatowi”? Jest jakiś „ceremoniał”, który nakazuje prezydentowi unikania towarzystwa „kontrowersyjnych” osób? Bo co, goły tyłek jest hańbiący? W jaki sposób konstruowana jest ta czarna lista i kto jeszcze się na niej znajduje? Co to w ogóle jest „majestat” prezydenta i czy na pewno nie pomyliliśmy głowy demokratycznego państwa z monarchą? Sibora posługuje się tak XIX-wiecznymi kategoriami, że mam wrażenie, że wśród osób „obrażających majestat” Dudy zaraz znajdą się kobiety żyjące w nieformalnych związkach albo nieślubne dzieci.
Mam szczerą nadzieję, że protokół, od którego eksperta wynalazła „Wyborcza”, zgnije na śmietniku historii. Wszyscy mamy tyłki, wszyscy jakieś tyłki w życiu widzieliśmy – a tyłek Dody akurat (zupełnie niezależnie od naszej woli) wielokrotnie. Podobnie jak ciało Jennifer Lopez, która w skąpym stroju wyrażała poparcie dla Hillary Clinton, albo modelki i piosenkarki Carli Bruni, która jako żona Sarkozy’ego pełniła niegdyś funkcję pierwszej damy. Granie własnym ciałem na postawionych przez siebie zasadach – a nie ma wątpliwości, że wszystkie wymienione panie tak właśnie robią – nie jest już, na szczęście, powodem do hańby, wstydu ani ostracyzmu. Chociaż z powodu przymilania się do Andrzeja Dudy powinno być Dodzie co najmniej głupio.