Akredytacji na pierwsze zagraniczne podróże prezydenta nie wystarczyło dla dziennikarzy „Polityki”, „Newsweeka”, TOK FM, portalu naTemat i „Gazety Wyborczej”. Internet wrze.
Oficjalnie Kancelaria Prezydenta tłumaczy się „dużym zainteresowaniem” redakcji w uczestnictwie w podróżach prezydenta do Estonii i Niemiec. Po doborze dziennikarzy zaproszonych na pokład prezydenckiego samolotu widać jednak wyraźnie, że mamy do czynienia z selekcją, której kryterium nie jest nakład ani poczytność, lecz linia polityczna.
Krytycy prezydenta uważają, że odmowa wydania akredytacji szefowi działu zagranicznego „Newsweeka” Jackowi Pawlickiemu była swego rodzaju karą za ostatnie publikacje na temat prywatnych podróży posła Dudy na koszt Sejmu, jak również okoliczności, w jakich wciąż, pomimo sprawowania urzędu prezydenta, przysługuje mu urlop naukowy na Uniwersytecie Jagiellońskim.
Sam zainteresowany stwierdził: „Kancelarii bardzo dziękuję za szybką odpowiedź. Prezydentowi też. Stracił okazję, by przekonać mnie do siebie w akcji – podczas najważniejszej bodaj wizyty na początku jego prezydentury”.
Internauci, a nawet dziennikarze komentujący sprawę, są podzieleni. Krytycy obecnej władzy twierdzą, że „GW” to „przybudówka i żołnierze Platformy”, z kolei jej zwolennicy odpowiadają, że „partyjną przybudówką” PiS są media Tomasza Sakiewicza, powiązane z partia Jarosława Kaczyńskiego za pośrednictwem spółek Srebrna i Geranium. Dla wielu komentujących dziennikarzy normą jest faworyzowanie mediów przychylnych i okazywanie lekceważenia tym znajdującym się po drugiej stronie politycznej barykady. Jednak prezydent, który zapowiadał zasypywanie podziałów, nie powinien pozwalać sobie na małostkowość.