Bronisław Komorowski po raz kolejny odmówił konfrontacji z konkurencją w świetle telewizyjnych kamer, za to Andrzej Duda, który sam odpowiadał na pytania dziennikarzy stacji, pokazał, jak zręcznym jest politykiem.
W TVN24 odbyła się „debata prezydencka” z udziałem Andrzeja Dudy. Trudno zrozumieć, dlaczego TVN postanowił nazwać to wydarzenie debatą, wziąwszy pod uwagę, że – wobec stanowczej niechęci do dyskusji ze strony Bronisława Komorowskiego – program składał się z trzech wywiadów, miejscami przypominających przesłuchanie; zwłaszcza w części prowadzonej przez Monikę Olejnik. Główny wniosek, jaki nasuwa się po obejrzeniu godzinnego program jest taki, iż Jarosław Kaczyński dokonał trafnego wyboru. Mając w pamięci, iż Andrzej Duda nie został wybrany do tego, żeby wygrać wybory, a już tym bardziej, żeby być prezydentem, a jedynie po to, żeby ocieplić i ożywić wizerunek PiS, nadszarpnięty kolejnymi klęskami wyborczymi i aktywnością polityków takich jak Antoni Macierewicz czy Krystyna Pawłowicz – Kaczyński nie mógł wybrać lepiej.
Andrzej Duda zasługuje na miano „cudownego dziecka PiS” w znacznie większym stopniu, niż jacykolwiek inni młodzi politycy, których prezes przez ostatnią dekadę wywyższył, przeżuł i wypluł. Ani Michał Kamiński, ani Zbigniew Ziobro, ani Adam Hofman nie mieli tego naturalnego politycznego talentu do robienia dobrego wrażenia, budzenia sympatii, unikania odpowiedzi na pytania. Duda bez trudu ominął wszystkie pułapki, pieczołowicie – choć dość prostacko – pozastawiane przez Justynę Pochanke, Bogdana Rymanowskiego i Monikę Olejnik. I wszystko z uśmiechem na twarzy. Inteligentnie wykręcał się z tłumaczenia z najbardziej absurdalnych stanowisk PiS, nadając im zupełnie inny, racjonalny wymiar: np. zapytany, czy naprawdę wierzy, że „gdyby Lech Kaczyński żył, Putin nie zająłby Krymu”, kandydat PiS na prezydenta szeroko omówił „stanowczą ofensywę dyplomatyczną” prezydenta Kaczyńskiego, która powstrzymała wojnę w Gruzji. Atakowany za podpisanie potwornego projektu penalizacji in vitro, z głębokim smutkiem mówił o wypuszczonym przez sztab Komorowskiego spocie na ten temat, przekonująco wywodząc, iż spot jest krzywdzący, albowiem on sam nigdy nie popierał karania rodziców, którzy poddają się procedurze in vitro. Podpuszczany do wyrażenia typowo pisowskiego oburzenia na „zbyt łagodny” wyrok dla rodziców Szymona z Będzina – długo mówił o nieznajomości materiału dowodowego, która nie pozwala mu oceniać wyroku, rzeczywiście należącego do relatywnie niewysokich. Pytany, czy któregoś dnia możemy się obudzić w „mniejszej Polsce” (cytat z książki Jarosława Kaczyńskiego) – mówił o swojej wierze w jasną przyszłość i bezpieczeństwo ojczyzny, a dociskany o prorokowane przez prezesa zagrożenie niemiecką agresją, starannie opisał ekspansję gospodarczą, przed którą musimy się bronić, dbając o partnerskie stosunki z naszym zachodnim sąsiadem.
Z drugiej strony, niewiele dobrego da się powiedzieć o jego partnerach w dyskusji. Trójka gwiazd TVN nawet nie siliła się na udawanie, iż są obiektywnymi dziennikarzami, których celem jest poznanie poglądów kandydata i umożliwienie widzom podjęcia tzw. poinformowanej decyzji. Co, paradoksalnie, działało na korzyść Andrzeja Dudy. Pytania z gatunku „Czy nie ma dla pana znaczenia, że profesor Balcerowicz, niewątpliwy autorytet w dziedzinie ekonomii, mówi to, co mówi o przywróceniu wieku emerytalnego” – dawały kandydatowi okazję do stanięcia po stronie ludu, przeciw powszechnie znienawidzonemu doktrynerowi: „Prof. Balcerowicz nie jest suwerenem, suwerenem jest 38 milionów Polaków”. Nawiasem mówiąc, red. Rymanowski nie dostrzegł pułapki i wdał się filipikę na temat tego, że „38 milionów Polaków nie studiowało ekonomii jak profesor Balcerowicz, ludzie mogą się nie znać” – co oczywiście było głosem elitarnej arogancji, natychmiast skontrowanym przez przedstawiciela narodu. Podobnie zręcznie Duda odwrócił atak Moniki Olejnik, która – atakując projekt zmiany przepisów o referendum – najwyraźniej spodziewała się speszyć go pytaniem, co zrobi, kiedy „milion ludzi zechce wyjść z Unii Europejskiej”. Kiedy milion ludzi zechce referendum w tej sprawie – odparł spokojnie Duda – to takie referendum trzeba będzie rozpisać. A co będzie, jak w referendum większość orzeknie, że trzeba wyjść? Naród jest suwerenem, ma prawo do podjęcia takiej decyzji. I tak dalej.
Ani razu nie wypadł z roli, nie uległ irytacji, nie powiedział niczego, co byłoby radykalne, nieostrożne, ani niemądre.
Aż szkoda, że tak zręczny i utalentowany polityk marnuje się w roli marionetki prezesa.