Jestem ostatnim, który powie coś miłego o neoliberalnych politykach. Jestem pierwszym, który uważa, że hasło ”nie ma wroga na lewicy” powinno być priorytetowe w ustawianiu relacji po lewej stronie sceny politycznej.

Dziś akurat przyszedł czas, kiedy muszę zaprzeczyć sam sobie.

Postawa Rafała Trzaskowskiego, prezydenta Warszawy z PO, imponuje. Jest pierwszym prezydentem, który objął patronatem Marsz Równości. Różni się tym korzystnie od swojej poprzedniczki, która mając pełne usta Ducha Świętego jako dyżurnego konsultanta oraz rozmodlone zachowania przy lada okazji, kiedy trzeba było opowiedzieć się za często dyskryminowaną mniejszością, co zgodne z istotą chrześcijaństwa, nigdy nie potrafiła zachować się jak rasowy polityk europejski i jak chrześcijanin. Jej zachowania, skierowane na to, by za wszelką cenę nie być kojarzoną ze wsparciem dla ruchów LGBT byłyby zabawne, gdyby nie były kompromitujące. I, co gorsza, przez lata kierownictwo jej partii udawało, że tego nie widzi, czym wystawiało sobie fatalne świadectwo.

Akurat uważam, że przez polskie miasta winny przechodzić nie tyle marsze równości, ile marsze tolerancji, bowiem nie tylko grupa LGBT jest w Polsce dyskryminowana, a Polacy mają wiele lekcji do odrobienia z wyrozumiałości i akceptacji wobec wszystkich, którzy od nich się różnią. Kiedy na ulicach w radosnym i uśmiechniętym pochodzie obok siebie przejdą aktywiści ruchów LGBT, przedstawiciele innych ras i religii, niepełnosprawni i chorzy, wtedy dopiero będziemy mogli mówić o marszu równości w pełnym tego słowa znaczeniu.

Zostawmy to jednak na boku, bo czas przenieść się o niemal 300 kilometrów od stolicy: do Rzeszowa. Tam Tadeusz Ferenc, prezydent podkarpackiego miasta, członek Sojuszu Lewicy Demokratycznej, wydał zakaz Marszu Równości. Rzeszowski prezydent ma z pewnością mnóstwo poważnych argumentów na obronę swojej decyzji: bezpieczeństwo mieszkańców, tradycyjny konserwatyzm tego regionu, a wreszcie chęć utrzymania się u władzy przez kolejna kadencję, a bez poparcia Kościoła, konserwatystów i zwykłych homofobów, nie ma co Tadeusz Ferenc marzyć o wygranych kolejnych wyborach. Ludzie pozbawieni elementarnej wrażliwości i ze zdemolowanym przez ostatnie 30 lat systemem wartości decyzji Ferenca przyklasną: tak się robi politykę! Furda wartości i zasady, liczy się utrzymanie władzy i koniec.

Otóż nie.

Ferenc właśnie udowadnia, że nominalnie lewicowe ugrupowanie nie jest warte złamanego grosza ani jednego choćby głosu, jeżeli mają w nim mieć coś do powiedzenia tacy ludzie, jak on. Ne zazdroszczę Annie-Marii Żukowskiej, rzeczniczce Sojuszu, która choć ostro krytykuje prezydenta Rzeszowa, musi mieć świadomość, że taka postawa, jaką Ferenc zaprezentował, jest w jej ugrupowaniu powszechna. Zadziwiająca łatwość budowania sojuszu z partiami, których program jest w ewidentnej sprzeczności z lewicowym światopoglądem, wypowiedzi działaczy SLD, które kompromitują ich i ugrupowanie, to tylko niektóre i najświeższe grzechy. To wszystko układa się w tę fatalną narrację, że zrobią wszystko, pójdą z każdym i odwrócą się od każdej wartości, byle tylko dorwać się do władzy. Ferenc jest produktem takiego myślenia.

Umiejętność pójścia pod prąd, wykazania się odwagą obrony niekoniecznie popularnych poglądów, czyli to co zaprezentował Trzaskowski, charakteryzuje polityków nastawionych na sukces, a w każdym razie potrafiących zachować twarz. To nieczęste w polskiej polityce.

Nie będę popierał PO. Ale odwaga Trzaskowskiego jest godna szacunku. Decyzje Tadeusza Ferenca – niekoniecznie.

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
  1. A może Ferenc przejawił właśnie resztkę instynktu samozachowawczego? Co najmniej niefortunna organizacja kolejnych manifestacji sprawia, że część tych, którzy wcześniej byli obojętni, w obliczu pewnych wydarzeń zasila elektorat partii rządzącej. Opozycja ma szczęście, że wybory odbędą się dopiero po sezonie parad równości i temat niejako wygaśnie. W przeciwnym razie PiS szedłby po wynik powyżej 50%, przy czym Kukiz i Korwin mogliby wyrwać coś w okolicach dodatkowej dyszki.

  2. Myślałem, że Ferenc już ostatnią kadencję siedzi. Ile on chce tych kadencji ? Przecież uchwalono ograniczenia kadencyjne. Więc dziadku Ferenc, masz ostatnią kadencję, żeby pozwolić na Marsz Równości. Nic ci nie da sojusz z biskupami, skoro wylatujesz z gry wyborczej. To jest największy idiotyzm. Po co robi to człowiek, któremu powinno to zwisać, bo i tak jest ostatnie lata na urzędzie. A tak na poważnie, zrobiłeś już swoje i idź na emeryturę

    1. I dlatego się nie czai, tylko robi to, co myśli. A myśli kruchtowo. Kryptodewot.

  3. A mnie nie imponuje:
    „Zgodnie z harmonogramem sesji w czwartek stołeczni radni mieli się zająć sprawą dekomunizacji trzech warszawskich ulic. Dotychczasowa ulica Małego Franka (pseudonim działacza komunistycznego ruchu oporu Franciszka Zubrzyckiego) na Woli miała zostać przemianowana na ulicę Danuty Siedzikówny „Inki” (sanitariuszki 4. szwadronu Wileńskiej Brygady Armii Krajowej), mokotowska ulica Franciszka Bartoszka (działacza PPR i żołnierza Gwardii Ludowej) miała zyskać patrona w postaci opozycjonisty Stanisława Pyjasa, zamordowanego w Krakowie w 1977 roku, a na Pradze Południe dotychczasowa ulica Sylwestra Bartosika (działacza KPP, ZWW i PPR) miała zostać przemianowana na ul. Grzegorza Przemyka, warszawskiego licealisty pobitego na śmierć przez milicję w 1983 roku.
    Wszystkie te propozycje zmian pochodzą od prezydenta stolicy Rafała Trzaskowskiego, który złożył do Rady Warszawy odpowiednie projekty uchwał.”

    Cytuję z Interią. Nie zauważyłem sprostowania.

    Ale co tam, w ramach tisznerowego instytutu o homoseksualności będą prowadzić rozhowor pp profesorowie Woleński i Oko.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Demokracja czy demokratura

Okrzyk „O sancta simplicitas” (o święta naiwności) wydał Jan Hus, czeski dysydent (w dzisi…