Site icon Portal informacyjny STRAJK

Dylemat wagonika

Ksiazek

Trolley problem, zwany też dylematem wagonika lub dylematem zwrotnicy to w filozofii eksperyment myślowy, mający na celu zbadanie granic ludzkiej moralności. W kulturze popularnej motyw ten obecny jest w swojej “podstawowej” formie: czy przestawiłbyś zwrotnicę nadjeżdżającego pociągu, wiedząc, że przejeżdżając po torze numer 1 zabije pięciu ludzi, zaś przejeżdżając po torze numer 2 – tylko jednego? Wersje dylematu są przeróżne: czy pozwoliłbyś umrzeć jednemu człowiekowi, wiedząc, że ten jest złoczyńcą, złodziejem, czy też grubasem, lub że jest tym, który związał pozostałych pięciu? Czy wybrałbyś działanie czy zdał się na los? Jaka jest waga poszczególnych żyć?

To w skrócie wybór, który odpowiedzieć ma na pytanie, jaka jest różnica pomiędzy zabiciem kogoś, a biernym przyzwoleniem na to, by umarł.

Problemem wagonika jest działalność obrońców zwierząt, wykupujących konie skazane na rzeź z targu w Skaryszewie, gdzie przyjeżdżają handlarze z całej Europy. Skaryszew jest dorocznym festiwalem okrucieństwa. Chore, stare, kontuzjowane konie stoją godzinami w strasznych warunkach, w ścisku i tłoku, nierzadko są bite. Handlarze łamią prawo nagminnie. Rażą prądem, zapominają napoić, kopią, ciągną na siłę po rampach. Inspekcja weterynaryjna to często fikcja. Nie wszystkie konie zostają sprzedane na rzeź. Niektóre wykupują obrońcy praw zwierząt. Na przykład fundacja Tara, do której przyłączyły się ostatnio Straż dla Zwierząt i Centaurus – organizacje, co do których środowiska prozwierzęce mają swoje “ale”. Nie w tym jednak rzecz. Zbiórki pieniędzy na wykup koni są niewątpliwie inicjatywą szlachetną – to ci, którzy twierdzą, że liczy się każde ocalone życie. Że co roku należy ratować za wszelką cenę choć kilka koni. Intencje ludzi wpłacających pieniądze na Tarę z pewnością są piękne, z pewnością kierują się oni bezinteresowną miłością do zwierząt.

Po drugiej stronie zwrotnicy stoi pragmatyzm. Dane z ostatniego raportu “Vivy!” i Animals’ Angels są wstrząsające. W Polsce działają 24 legalne targi zwierząt i mnóstwo nielegalnych. To nie tylko piekło koni, ale też krów, kur, gęsi, świń. “Viva!” stoi na stanowisku, że należy konsekwentnie domagać się zakazu zwierzęcych jarmarków. Ratowanie pojedynczych zwierząt niesie ze sobą ogromne koszty, rozzuchwala też hodowców, którzy zaczynają już żartować, że koni musi wystarczyć zarówno dla rzeźników, jak i dla zielonych, którzy (naiwni!) zapłacą przecież każdą cenę. Więc ceny idą w górę. Koni zwożonych na targi jest coraz więcej, by sprzedały się z nawiązką. A na opiekę nad ocalonymi końmi potrzebne są kolejne pieniądze. I kolejne na kolejne targi. I kolejne i kolejne.

W istocie nakręca się taki sam mechanizm, jak z pseudohodowlami. Ich się przecież nie wspiera, tylko się je zamyka. Z drugiej strony żaden właściciel zwierzęcia będący przy zdrowych zmysłach, patrząc na swojego podopiecznego, nigdy nie pomyślałby, że byłby w stanie poświęcić jego pojedyncze życie dla tak zwanej sprawy. Zasypiam i budzę się z moimi kotami. Nie wyobrażam sobie, jako opiekun, jako człowiek, który kocha – że mogłabym nie ocalić ich w imię wyższego dobra. Łatwych odpowiedzi tutaj nie ma. Trudno pogodzić się z tym, jakie ofiary niesie skuteczna walka ze złem. Jednak przemawiają do mnie argumenty o przecięciu tego wrzodu raz, a skutecznie. Pojedyncze inicjatywy są cenne i piękne, ale pozwalają złu działań dalej i zataczać szersze kręgi.

Exit mobile version