Wczoraj pojawiła się w internecie petycja o usunięcie z Facebooka konta Krystyny Pawłowicz, po tym, jak „w swoim stylu” skomentowała śmierć 14-letniego Kacpra z Gorczyna. A ja mam nieco inny postulat: uważam, że należałoby odwołać minister edukacji.
To Zalewska ponosi, sporą w moim mniemaniu, odpowiedzialność za to, że wrażliwy nastoletni dzieciak, który w tym wieku powinien grać w gry, włóczyć się z przyjaciółmi do późna po mieście, powoli potajemnie próbować zakazanych rzeczy i wyciskać pierwsze pryszcze – pewnego dnia stwierdził, że niebyt będzie lepszy niż możliwość wstania rano z łóżka i przeżycia kolejnego dnia. To minister Zalewska odpowiada za stworzenie środowiska szkolnego będącego piekłem dla Kacpra i jemu podobnych. Wypowiedzi posłanki Pawłowicz są jedynie pogłosem takiej wizji edukacji, którą Zalewska promuje i uwiarygadnia: edukacji bez Darwina, bez seksu przed ślubem, ale za to z całkowicie polonocentryczną wizją historii, klasami wojskowymi i obroną terytorialną, w których udział ma być ustawowo narzuconym marzeniem każdego dorastającego chłopca. Stwierdzenie Pawłowicz, że skoro WHO nie uznała homoseksualizmu za chorobę, jak chcieliby tego konserwatyści, to znaczy, że jest „lewacka” – to właśnie pokłosie tego programu, który teraz wprowadza się na dobre do szkół. Skoro fakty są przeciw nam, to tym gorzej dla faktów (to stara polska zasada, stosowana na przykład w powstaniach narodowych, zamieniających się w rzezie w imię abstraktu).
Dzieci, nienauczone wrażliwości, nie wykształcą jej same z siebie w otoczeniu, w którym inność postrzegana jest wyłącznie jako zagrożenie. Ja też jestem z małego miasta, gdzie kanon szkolnej mody, urody i zakresu rozrywek był bardzo hermetyczny i każda jednostka, która z jakiegoś powodu odstawała od surowych wymogów szkolnej społeczności, była skazana w najlepszym razie na banicję, a w najgorszym – na prześladowanie przez rówieśników. Na prowincji szkoła spełnia rolę jeszcze bardziej doniosłą, bo tam o wiele trudniej o rozszerzenie katalogu społecznie akceptowalnych zachowań – ba!, ofiarami ostracyzmu zamkniętych społeczności padają dorośli, a co dopiero dzieciaki, takie jak Kacper, o posturze kurczaka, zupełnie niedopasowany do rzeczywistości, w której umiesz się bić/ odgryźć/ bluzgać – albo giniesz. Nie żyjemy w amazońskiej dżungli ani w epoce kamienia łupanego, gdzie o przeżyciu jednostki decydowały odruchy wykształcone przez najstarsze części naszego mózgu. Żyjemy w XXI wieku, w którym rząd PiS z jednej strony pochyla się nad problemami polskich rodzin, którym pomaga „wstać z kolan”, z drugiej funduje swoim obywatelom życie w dżungli mentalnej, gdzie albo przeżyjesz rytuał inicjacji i dasz się przykroić do obowiązującego schematu (albo przynajmniej będziesz na tyle sprytny, aby udać, że kraczesz tak jak reszta wron), albo wywiozą cię na wozie pełnym gnoiu.
Co więcej, Anna Zalewska będzie odpowiedzialna za skutki, które wywoła swoim upartym milczeniem i odcinaniem się od tej sprawy. Bo konkretna reakcja potrzebna jest teraz, zaraz. Ale pani minister schowała się w mysiej dziurze, potwierdzając swoim zachowaniem słuszność tego przekazu, który rozbrzmiał w internecie wprost: „Dobrze, że zdechł. Jednego pedała mniej”. Uważam, że jej milczenie jest o wiele bardziej szkodliwe niż wrzask Pawłowicz. Zaprzeczanie istnieniu homofobii i ciche przyzwolenie na niszczenie jednostek słabszych, wrażliwszych, szukających swojej drogi – spowoduje lawinę takich samobójstw. W przypadku Kacpra państwo dało ciała podwójnie. Jego matka usiłowała szukać ratunku, zmieniała szkołę, zwracała się z problemem do instytucji, które powinny wykazać się szczególną uważnością. Ale wychodzi na to, że w tym modelu edukacji, który właśnie wchodzi do polskich szkół, jedynym sposobem na to, aby ochronić swoje dziecko, jest albo dać mu karabin i liczyć na to, że instynkt podpowie mu, co robić w sytuacji zagrożenia, albo zamknąć je pod kloszem, obłożyć go poduszkami, a potem jeszcze na nim usiąść.