Od Madrytu i Barcelony, poprzez Paryż i Londyn, po Gwatemalę i Honduras wczoraj – w Międzynarodowy Dzień Wykorzenienia Przemocy wobec Kobiet – odbyły się manifestacje przeciw zabijaniu żon, narzeczonych i partnerek. W Meksyku i Stambule policja rozgoniła pochody za pomocą pałek.
„One nie zmarły, oni ich zabili” – taki napis figurował na czele kobiecego pochodu w stolicy Meksyku, gdzie (wg ONZ) każdego dnia ginie średnio 10 kobiet. Demonstracja była chroniona przez mężczyzn uzbrojonych w młotki. Gdy policja zaatakowała gazem, doszło do starć. W stolicy Chile Santiago manifestacja nabrała kolorów politycznych i była skierowana przeciw José Antonio Kastowi, neofaszyście, który wygrał pierwszą turę wyborów prezydenckich. Zdaniem protestujących, Kast „pogwałci wszystkie (skromne) prawa, które zdobyłyśmy”.
Kobiety wyszły na ulice w Gwatemali, gdzie zabójstwa kobiet wzrosły w tym roku o 30 proc. Manifestowały w Wenezueli, Boliwii i Urugwaju. W Madrycie manifestantki ubrane na fioletowo śpiewały „Nie jesteśmy tu wszystkie, brak tych zabitych”. W tureckim Stambule, gdzie czołowy transparent głosił „Nie milczcie wobec męskiej przemocy”, demonstrowano przeciw odrzuceniu przez rządy prezydenta Erdogana Konwencji Stambulskiej, która miała chronić kobiety. Policja potraktowała pochód najpierw gazem, potem pałkami.
W Afryce też doszło do manifestacji, a wielu szefów państw kontynentu zebrało się w Kinszasie, by uroczyście zaangażować się przeciw dyskryminacji kobiet i promować „pozytywną męskość”. Wydano apel o zaprzestanie gwałtów w czasie konfliktów zbrojnych i okaleczania kobiet (wycinania łechtaczki). Ma odtąd obowiązywać „zerowa tolerancja” prawna wobec takich zachowań.
Prawie co trzecia kobieta na świecie doświadcza przemocy fizycznej bądź seksualnej.