Przewodniczący SLD znów strzela sobie i swoim koalicjantom w stopę. Zamiast rąbać prawicę siekierami w trakcie kampanii wysyła jakieś zdumiewające, zaczepno-podrywne sygnały.
Włodzimierz Czarzasty nie utrzyma chyba długo obrazy jaką powziął do Grzegorza Schetyny po tym jak ten odrzucił jego zaloty sprzed kilku miesięcy nie wyrażając zgody na wspólny z SLD start w wyborach parlamentarnych. Już nie pierwszy raz szef Sojuszu Lewicy Demokratycznej puszcza oko w stronę prawicy skupionej wokół PO i zapowiada „możliwość współpracy po wyborach”.
Tym razem Czarzasty dał głos w radiu Zet. Gdy prowadzący audycję zapytał go o stosunki pomiędzy kierowanym przez niego ugrupowaniem i Koalicją Obywatelską wybrzmiała zdumiewająca odpowiedź. Szef SLD tłumaczył, że PO zaczęła ponoć „zabiegać w pewnym momencie o elektorat lewicy”. Dowodnym tego przykładem ma być transfer Katarzyny Marii Piekarskiej, stosunkowo znanej działaczki Sojuszu właśnie na listy Koalicji Obywatelskiej. Czarzasty pominął jednak fakt, iż osoba ta nie ma żadnych osiągnięć politycznych, a do SLD trafiła cokolwiek przypadkowo, tzn. została namówiona do wystąpienia z Unii Wolności i przejścia do Sojuszu w 1997 r. przez Leszka Millera.
Czarzasty dodał, że uznaje to za „ruchy nieeleganckie”, ale też oczyszczające. Twierdzi, że dzięki tym przejściom staje się jasne „kto ma ciągoty w stronę prawicy czy Platformy Obywatelskiej, niż przekonać się o tym w pewnej chwili na sali sejmowej”. To zabawne, że PO została oddzielona od „prawicy”. Ciekawe jak przewodniczący SLD definiuje zatem profil polityczny tego ugrupowania. Powiedział również, że „na opozycji powinna być zgoda w granicach rozsądku”. Cokolwiek to znaczy poza tym, że Lewica gotowa jest podporządkować się politycznej dyrygenturze KO.
Prowadzący oczywiście zapytali o możliwość współpracy Lewicy z KO. Na to Czarzasty po raz kolejny podkreślił, że nie będzie współpracował z PiS. Potem opowiadał coś o „współpracy z demokratami” i konstytucji, którą „dała Polsce lewica” i twierdził, że „nie można porównywać Kaczyńskiego ze Schetyną”. Do tej pory Czarzasty nie ogarnął – jak widać – podstawowego marketingu politycznego i jego doradcy nie donieśli mu do świadomości, że w ten sposób tylko obniża swoją pozycję negocjacyjną w przypadku rozmów z KO po wyborach.
– Wiemy co to partie demokratyczne, szanujemy Platformę, szanujemy PSL, szanujemy wszystkich tych, którzy demokratycznie podchodzą do życia. Ale rozumiemy, że przyszła refleksja nad tym, żeby nie wyjmować ludzi i nie zapraszać ludzi z innych obozów na swoje listy wyborcze, że o tym zapominamy, wybaczamy, rozumiemy, że nie będziemy oglądali filmów robionych przez posłów PO o tym, że opłaca się tylko głosować na Koalicję Obywatelską, a nie na PSL i SLD, bo to głos stracony – mówił Czarzasty.
– Podaję symbolicznie dłoń, nie ma wroga na opozycji – dodał Czarzasty.
Na Lewicy coraz gorzej. Od „nie ma wroga na lewicy” do „nie ma wroga na opozycji”.