Site icon Portal informacyjny STRAJK

Eichmann w małym formacie

„Procent obywateli prezentujących postawy nacjonalistyczne stale rośnie i jest to poważny powód do zmartwień. Czy zatem nie nastał najwyższy czas, by zamiast odcinać się od tych »diabolicznych potworów« spróbować zrozumieć przyczyny tego stanu rzeczy?” – pyta Kaja Puto w swoim felietonie na stronie Krytyki Politycznej. Staje w obronie Magdy Ruty, reportażystki „Dużego Formatu”, której tekst poświęcony nacjonalistkom i opatrzony zdjęciem uśmiechniętej dziewczyny z logotypem nazistowskiego związku zawodowego wywołał w pierwszym tygodniu marca potężną burzę w mediach społecznościowych.  Autorce zarzucano nieodpowiedzialne wynoszenie patologii politycznej na poziom głównego nurtu mediów i bezmyślne udostępnianie platformy do eksponowania poglądów godzących w równość, sprawiedliwość i demokrację, a także kapitulacje na polu dociekania rzeczy, które mogłyby być dla rozmówczyń kłopotliwe.

Kaja Puto uważa, że Ruta niesprawiedliwie dostała baty. Felietonistka przywołuje „Eichmanna w Jerozolimie” Hanny Arendt, na którą również spadły kiedyś gromy ze strony izraelskiej opinii publicznej – za przedstawienie zbrodniarza wojennego jako przeciętnego człowieka, wdrożonego w tryby praktyki politycznej ideologii zła. Utrzymuje, że zajęcie przez Rutę pozycji oceniającej i krytyczny komentarz dołączony do wynurzeń nacjonalistek byłby odstępstwem od zasad etyki reporterskiej oraz wywołałby „dobrze już znany skutek uboczny – jeszcze silniejsze zwarcie prawicowych szeregów przeciwko „histerii elit””. Puto uważa, że z reportażu o działaczkach skrajnej prawicy wyłania się obraz precyzyjny i, co najważniejsze, prawdziwy.

Brzmi sensownie, prawda? W końcu wyjście z bańki środowiskowej, w której „naziol” jawi się jako zło, którego złożoność i pochodzenie nie wymagają dyskusji i głębszego spojrzenia, z pewnością dobrze by zrobiło wielu krytykom skrajnej prawicy. I pewnie dostarczyłoby celniejszych argumentów przeciwko rasistowskim czy homofobicznym aktywistom. W końcu co o nich wiemy? Że zostali ukształtowani przez konserwatywny światopogląd, mają cechy osobowości autorytarnej – są niechętni do wglądu we własną psychikę, mają skłonność do interpretowania rzeczywistości w czarno-białych kategoriach; nienawidzą obcych, (bo) choć ich nie znają, wierzą w mity o husarii i złych komunistach, hołdują tradycyjnemu modelowi relacji pomiędzy kobietami, a mężczyznami i przede wszystkim – lubią lać po mordach. I można ulec wrażeniu, że obraz nacjonalistek  wyłaniający się z reportażu Magdy Ruty wykracza poza te wyobrażeniowe ramy.

Nawet jeśli dziewczyny nienawidzą Żydów, a ich stosunek do uchodźców jest trudny do zaakceptowania, to czytelnik dowiaduje się, że gdzieś tam w głębi serca chcą dobrze. A czy to źle, że udzielają korepetycji dzieciakom z biednych rodzin? Czy mamy je potępiać, bo organizują lekcje sztuk walki dla kobiet? W sprawach aborcji też nie są dogmatyczne. Opowiadają się za „kompromisem”, dopuszczają możliwość spędzenia płodu w przypadku gwałtu. Właśnie ta pozorna autentyczność zaangażowania w problemy społeczne oraz prezentowany radykalizm light oraz kilka elementów, które nie pasują do obrazu-czystego-zła to najbardziej szkodliwe zawartości tekstu Magdy Ruty.

Jeden z akapitów kończy się sceną ukazania dłoni spracowanych rozklejaniem plakatów „USA wspiera żydowskie roszczenia w Polsce”.  Bez żadnego komentarza autorki. Ten brak komentarza jest według Kai Puto wartością tekstu, a nawet obowiązkiem reportażystki. Jestem przekonany, że felietonistka Ha!artu i Krytyki Politycznej nie potrzebuje żadnej adnotacji do zdekodowania intencji stojących za nacjonalistkami i zrozumienia całego fałszu ich przekazu. I pewnie nikt nie biłby na trwogę, gdyby reportaż Ruty ukazał się w w jakimś niskonakładowym krakowskim kwartalniku. Problem w tym, że został opublikowany w Wyborczej, której wtorkowy nakład przekracza 100 tysięcy egzemplarzy. Dodając do tego wirówkę w mediach społecznościowych, zakładając, że tekst wzbudził sporo emocji również w środowiskach prawicowych, można założyć, że został przeczytany przez trzy razy więcej odbiorców.

Reporterka nie próbowała kontrować, kiedy jej rozmówczynie mówiły o zaangażowaniu w sprawy feministyczne, jednocześnie nie widząc problemu w byciu członkiniami organizacji, która stawia dominację społeczną mężczyzn jako centralną kategorię. Dlaczego określając się jako polskie patriotki ubierają się w ciuchy z oznaczeniami nazistowskimi? Czy tragiczna historia Polski – kraju doświadczonego wyjątkowo okrutnie przez nacjonalizmy, nie jest wystarczającym dowodem na zbrodniczość tej ideologii? Skoro byłyby w stanie pomóc bitemu Marokańczykowi w autobusie, to dlaczego chodzą na demonstracje, na których opętany nienawiścią tłum życzy im śmierci? Dlaczego sytuacja, w której są jednymi „białymi” w paryskim metrze budzi ich lęk? Co wyjątkowego jest w byciu „białą”? Skoro działają na rzecz praw pracowniczych to jak sobie wyobrażają skuteczną walkę z wyzyskiem w warunkach zglobalizowanego kapitału bez solidarności międzynarodowej jako kluczowej wartości? Co złego w mobilności pracowników? Dlaczego mają odciski na palcach od klejenia antysemickich plakatów z hitlerowskimi hasłami? Dlaczego, do cholery, to wszystko nie ciekawiło Magdy Ruty bardziej niż tipsy, które bohaterka miała zakładać koleżankom po wywiadzie i rzewne historyjki o ostracyzmie z powodu „narodowych” poglądów?

Magda Ruta pozwoliła sobie narzucić opowieść pełną kłamstw i znaczących pominięć. Interlokutorki nie musiały się konfrontować z trudnymi pytaniami. Mogły popłynąć ze swoim produktem komunikacyjnym, nie indagowane o kłopotliwe kwestie. Tekst opublikowanym w tytule reporterskim skierowanym do masowego odbiorcy, zawierający tak niebezpieczne konstrukcje jak nienawiść do Żydów i migrantów zostaje podrasowany wrażliwością społeczną, zainteresowaniem sprawami pracowniczymi, czy szokującym wyznaniem „jestem feministką”, powinien zawierać komponent krytyczny, podsuwać pewne wnioski. W przeciwnym wypadku imperatyw rzetelności, neutralnego sprawozdania i dbałości o standardy może stać się orężem przechwyconym i umiejętnie użytym przez politycznego wroga. Nacjonalistek i nacjonalistów nie przekonamy naszym przekazem, ani nie ujmiemy naszą uczciwością. Możemy jednak uniknąć pewnej niefrasobliwości, nie służyć im za mikrofon do którego szepczą kłamstwa, oraz nie legitymizować ani wynosić ich propagandowych obrazków na poziom mainstreamu.

 

Exit mobile version