W starciu byłego bankiera z działaczem lewicowym w pierwszej turze wyborów prezydenckich w Ekwadorze zwycięża ten drugi. Prospołeczny kandydat będzie jednak musiał postawić kropkę nad i w dogrywce.
Do tej pory zliczono 95 proc. głosów oddanych w niedzielę w wyborach prezydenckich w tym latynoamerykańskim państwie. Do wygranej w pierwszej turze potrzeba przekroczyć 40 proc. wskazań. Kandydat lewicy, Lenin Moreno, zdobył jednak minimalnie mniej – według aktualnych szacunków 39,21 proc. Na jego głównego rywala Guillermo Lasso zagłosowało znacznie mniej, bo 28,35 proc. wyborców.
Dotychczasowy prezydent Rafael Correa rządził Ekwadorem przez dwie pięcioletnie kadencje i na trzecią kandydować już nie może. Moreno w latach 2007-2013 był przy nim wiceprezydentem, do głosowania na niego zachęca partia prezydenta – Alianza PAIS. Jeśli zostanie wybrany, będzie kontynuował lewicowy kurs w polityce kraju, można też spodziewać się, że będzie szczególnie angażował się na rzecz osób niepełnosprawnych; sam od 1998 r., gdy został napadnięty w centrum Quito, porusza się na wózku inwalidzkim.
Łatwo można również przewidzieć, jak zmieniłby się Ekwador, gdyby wygrał jednak Lasso: to były bankier, zdecydowany liberał, w kampanii powtarzający bałamutne hasło o tworzeniu miliona nowych miejsc pracy dzięki radykalnym obniżkom podatków dla wielkich koncernów. Chociaż różnica między nim a Moreno wydaje się znaczna, odwrócenie się sytuacji w drugiej turze nie jest niemożliwe, gdyż Lasso może przejąć głosy innych, już nieliczących się prawicowych kandydatów, w tym 16 proc. trzeciej na półmetku Cynthii Viteri z konserwatywnej Partii Chrześcijańsko-Społecznej.
Pozostaje mieć nadzieję, że ekwadorscy wyborcy wyciągną jednak wnioski z tego, co dzieje się w innych państwach na kontynencie, gdzie władzę przejęła prawica. W ubiegłym roku w Argentynie wyborcy uwierzyli Mauricio Macriemu, biznesmenowi, który startował pod podobnymi hasłami, co w Ekwadorze Lasso, i już tego żałują, organizując przeciwko niemu protesty.