W stolicy Quito i drugim mieście kraju Guayaquil doszło wczoraj do manifestacji setek Indian i zwolenników Yaku Pereza, paralewicowego kandydata na prezydenta chcącego reprezentować głównie autochtonów, na rzecz ponownego liczenia głosów, gdyż ich zdaniem doszło do oszustw. Pierwszą turę wyborów prezydenckich wygrał kandydat socjalistycznej lewicy, 36-letni ekonomista Andres Arauz (32,64 proc.). Wystąpił problem z wyłonieniem drugiego uczestnika drugiej tury, przewidzianej na kwiecień.
Yaku (wcześniej Carlos) Perez jest niezadowolony, gdyż według wyników z 99,93 proc. oddanych głosów zajął w pierwszej turze trzecie miejsce, nie drugie, jak myślał. Idzie o niewielkie ułamki: zdobył 19,42 proc., podczas gdy neoliberalny bankier Guillermo Lasso wyprzedził go na ostatniej prostej, osiągając 19,72 proc. Perez twierdzi, że to on powinien być w drugiej turze zamiast Lasso: „Zostało popełnione oszustwo” – oznajmił manifestantom pod budynkiem państwowej komisji wyborczej, na której czele stoi członkini jego partii Diana Atamaint.
To się może wydać dziwne, ale do kwestionowania przebiegu wyborów przez Pereza dołączył wczoraj Lasso. Otwarcie poparł pretensje kontrkandydata, co może wysadzić w powietrze cały proces wyborczy. Yaku Perez tymczasem uważa, że tylko on jest w stanie pokonać kandydata socjalistów Arauza, popieranego przez b. prezydenta Rafaela Correę, więc Lasso, nie mając szans, tak naprawdę gra na zwycięstwo socjalisty.
51-letni Yaku Perez prezentuje się jako eko-socjalista zainteresowany losem najuboższych i środowiska, lecz zazwyczaj prezentuje takie samo stanowisko, jak Amerykanie. Związany z amerykańskimi organizacjami rządowymi, popiera wszystkie zamachy stanu lub ich próby przeciw lewicowym rządom w Ameryce Łacińskiej i sam jest przeciwnikiem lokalnej lewicy stając w opozycji najpierw do Correi, potem do Arauza. Jego ekologiczna partia była przeciwna azylowi dla Juliana Assange’a i utrzymuje przyjazne stosunki z ambasadą USA.