Miał rację Sławomir Broniarz, sarkając po wyborach, że „widocznie to państwo Elbanowscy rządzą teraz polską oświatą”. Bo rządzą. Teraz będą rządzić oficjalnie – i to za nielichą kasę. Ich fundacja wygrała właśnie konkurs na przeprowadzenie konsultacji społecznych dotyczących kształtu nowej, mającej się dopiero narodzić ustawy o edukacji, zmieniającej funkcjonowanie szkół. Wychodzi więc na to, że ludzie będący de facto wrogami edukacji i szkodnikami w polskim systemie oświaty, z błogosławieństwem ministerstwa wezmą się za organizację konferencji, dyskusji i wysłuchań publicznych, a następnie wnioski przekażą pisowskiej minister. Brzmi jak sen wariata. Brzmi jak fatalne miejsca w światowych rankingach zajmowane przez uczniów polskich podstawówek.
Jakie będą to wnioski – i dlaczego pisane pod tezę o ratowaniu maluchów od zagrażającej ich sielankowemu dzieciństwu nauce cyferek na rzecz odmawiania różańca – możemy domyślić się już teraz. O tym, że fundacji państwa Elbanowskich jest z partią obecnie rządzącą, delikatnie mówiąc, po drodze, świadczy fakt, iż w pierwszej edycji konkurs wygrał ktoś inny – ale pech chciał, że po kilku dniach MEN unieważniło go z powodu „zmian w harmonogramie konkursowym”. Gdy zaś rozpisano go od nowa, okazało się, że poprzedni zwycięzca, Federacja Inicjatyw Oświatowych (w jej skład wchodzą 32 organizacje) – przepadł z kretesem. Przypadek? Może znajdzie się ktoś gotów tak sądzić.
Na pytania dziennikarzy o zastosowane kryteria MEN odpowiedzieć nie raczyło. Zaś Elbanowscy zarzekają się, jak bardzo są „niezależni” politycznie. Trudno w to uwierzyć w kontekście 8 milionów złotych z unijnych pieniędzy, które leżą do podziału w Kancelarii Premiera. Od października zdążyli napsuć już dość. Uratowali 6-latki przed pierwszą klasą, a przy okazji kilka tysięcy 3-latków przed przedszkolami, w których zabrakło miejsc w wyniku bałaganu po reformie. Miało być sielsko, jest demolka. Są przedszkolaki bez przydziału, są pierwszoklasiści zmuszeni zostać na drugi rok w tej samej klasie, jest ogólny chaos. A najwięcej tracą na tym dzieciaki, które nieświadomie stały się orężem „dobrej zmiany”. Platformę bez litości krytykowano za niedostateczne przystosowanie polskich szkół pod zerówkowiczów. Obecny bajzel przedstawia się jako towarzyszącą reformom konieczność i wynik roszczeniowej postawy przewrażliwionych rodziców.
Co może znaleźć się w nowej pisowskiej ustawie o edukacji? Na pewno odczuwalny będzie zwrot ku tradycji i więcej bogoojczyźnianego przekazu, o który zadbają już z pewnością wyłonieni w „niezależny” sposób prawicowi eksperci, zasiadający w różnego rodzaju ciałach doradczych. Premiowane będzie jak najdłuższe przetrzymywanie dzieci w domu, gdzie najpełniej rozwijać będą się pod okiem mamy i licznego rodzeństwa. Za wzór nie będzie służyć nam Finlandia, lecz kraje osiągające marne wyniki w testach PISA, za to zbieżne ideologicznie. Straciliśmy właśnie szansę, by obiektywne, profesjonalne podmioty współtworzyły nową ustawę wraz z rodzicami i samymi uczniami. Witaj, szkoło!