Luminarze Prawa i Sprawiedliwości nie uczą się na błędach. Mało tego, chętnie je powtarzają. Gadanina o „najgorszym sorcie” wyszła Kaczyńskiemu bokiem, lecz prezes PiS, nie tylko nie zechciał od tego stylu odejść, a wręcz go pogłębił.
Tendencja niesmacznych i obraźliwych uwag na temat osób, które nie podzielają poglądów rządzącego obozu znów przybrała na sile. Za sprawą niedawnego wywiadu, jakiego Jarosław Kaczyński udzielił Grzegorzowi Jankowskiemu w jednym z programów w Superstacji sformułowanie „najgorszy sort” uznać można za przebrzmiałe i raczej łagodne. Teraz prezes PiS nazwał faktycznie swoich przeciwników zwierzętami.
– Nakręcano spiralę złości, niechęci i nienawiści, taką która już się z niczym nie liczyła. Wszelkie świętości, wszystkie granice zostały przekroczone. No i to oczywiście oddziaływało na tę najgorsza część społeczeństwa. W każdym społeczeństwie jest taki element najbardziej zdemoralizowany, podły, animalny – powiedział Kaczyński.
Na tym jednak szef partii rządzącej nie poprzestał. Dostrzega on analogie z „czasami wojny”. Wówczas, podobnie jak i dziś jego zdaniem, działają grupy, które określa jako „podłą część społeczeństwa”, „taki margines”. Ma to, oczywiście, jednoznacznie nasuwać skojarzenia z hitlerowskimi kolaborantami.
[alert type=”info” title=”KOMENTARZ: „]Wczoraj Waszczykowski o „murzyńskości”, dziś Kaczyński o „elementach animalnych” i „podłej części społeczeństwa”, to, zupełnie wbrew temu co może się narzucać jako pierwotne wrażenie, oznaki słabości, a nie pewności siebie. Rozbuchana obraźliwa retoryka prezesa PiS i rasistowski rynsztok polskiego „dyplomaty” nr jeden to nic więcej jak nieudolna próba kamuflowania braku jakiegokolwiek pomysłu na politykę, na sensowne działanie obliczone na cel inny niż utrwalenie władzy i wygrana w następnych wyborach. Im mniej polityki, tym więcej igrzysk, które przy przaśności PiS-u przybierają kuriozalną formę. Dlatego między innymi żadne konfrontacje z bieżącą władzą na poważnym poziomie – np. w zakresie praworządności – nie mają sensu; modus operandi obozu Kaczyńskiego to dużo niższy, prowincjonalny poziom. Dla jego aparatczyków geopolityka, dyplomacja czy właśnie praworządność to abstrakty high-society, w które oni nie będą się bawili. [/alert]