W 2008 roku, a wiec w czasach gdy polski faszyzm nie wykraczał poza piwniczne koncerty, a szczytem możliwości bandytów spod falangi było oplucie uczestników Parady Równości, „Gazeta Wyborcza” opublikowała portretowy reportaż poświęcony młodym nacjonalistkom. Zapamiętałem ten tekst, bo jedna z jego bohaterek na pytanie o swoją pracę odpowiedziała „pracuję w marketach na promocjach – dla siebie i dla ojczyzny”. Wówczas wydawało to mi się dość egzotycznym przejawem zaczadzenia głupią ideologią, choć miałem też poważne wątpliwości, czy eksponowanie niebezpiecznych treści w ramach ukazywania tego, jacy to nie jesteśmy cudownie różni, nie jest czynnikiem wspierającym niebezpieczny proces. Taki, co w ostatecznym rozrachunku tej różności i różnorodności może poważnie zaszkodzić.
Minęło 10 lat i pewnie kilkanaście okładek liberalnych gazet z uśmiechniętymi faszystami. Krzysztof Bosak zatańczył jako pełnoprawna gwiazda w programie w „komunistycznym” TVN, Marian Kowalski brylował w telewizjach śniadaniowych, Roman Giertych został ikoną prodemokratycznej klasy średniej, a lekkoatletyczny rekordzista świata dumnie prezentuje tatuaż z „Wyklętymi”. Dzięki nieocenionemu wsparciu mediów głównego nurtu prawicowa ekstrema umościła się na salonach i zyskuje coraz większą akceptację elit.
Teraz, kiedy polscy faszyści gromadzą wielotysięczne tłumy, otwierają kolejne salony z ubraniami, a od rządu otrzymują medale, „Gazeta Wyborcza” na okładce dodatku „Duży Format” publikuje zdjęcie dziewczyny w koszulce z falangą. „Kobiety w służbie narodu. Jak stały się nacjonalistkami” – odpowiedź na to pytanie znajdziemy w reportażu Magdy Ruty.
Jak widać, ekipa z Czerskiej jest wyjątkowo odporna na rzeczywistość. Faszystowska działalność w ich spojrzeniu jest najwyraźniej z wielu tożsamości funkcjonujących w demokratycznej zbiorowości. Pełnoprawną, być może ekstremalną, lecz reportersko pociągającą. Kilkaset tysięcy czytelników „GW” może się dowiedzieć jak to jest, że zwyczajna dziewczyna angażuje się w brunatny aktywizm, chadza na nienawistne spędy przeciwko uchodźcom i marsze w obronie „Białej Europy”. Jakże to cudownie różne i urzekające.
To właśnie w dużej mierze przez takie oswajanie skrajnej prawicy, bezrozumne i nieodpowiedzialne podbijanie jej przekazu, jak również przez stawianie antyfaszyzmu na równorzędnych pozycjach etycznych z faszyzmem, organizacje takie jak ONR przeżywają dzisiaj swój rozkwit. Po ostatnim Marszu Niepodległości, wicenaczelny „Wyborczej” z przerażeniem cytował rasistowskie i ksenofobiczne slogany w „Loży Prasowej”. Kilka miesięcy później jego gazeta wypuszcza bezpłatną reklamę tej ideologii.
Kilkanaście dni temu ogromne wzburzenie wywołała inna okładka, magazynu „Wysokie Obcasy”. Hasło, wydawałoby się zupełnie zdroworozsądkowe – „Aborcja jest OK” uraziło wielu postępowców. Bo zbyt radykalne i zrazi lud. Na redaktorki posypały się gromy. Teraz, kiedy z „Dużego formatu” mówi do nas nacjonalistka, milczą prawie wszyscy. Jedynie łódzka aktywistka Kasia Gauza zapowiedziała na Facebooku, że jeśl dostanie od kogoś „w ryj za »pedalstwo», »lewactwo« czy poglądy »niepolskie«” to będzie wiedziała przynajmniej, komu podziękować. Najcelniejszy wydaje się jednak komentarz Mikołaja Ratajczaka z „Praktyki Teoretycznej”, który przypomniał, że Walter Benjamin już 80 lat temu próbował coś wyjaśnić liberałom od Michnika: „Masy mają prawo do zmiany stosunków własności; faszyzm zaś stara się nadać dążeniom mas taki wyraz, który sprzyja zachowaniu tych stosunków, kończy zatem na estetyzacji życia politycznego” = napisał wybitny filozof.