O konflikcie trwającym w etiopskim regionie Tigraj informowaliśmy już na łamach Strajku w połowie listopada. Sytuacja od tego czasu jednak eskalowała, gdyż zarówno strona rządowa, jak i powstańcy nie mają zamiaru składać broni. Drugiego grudnia do akcji wkroczyła Organizacja Narodów Zjednoczonych, niosąc wsparcie humanitarne dla ludności cywilnej dotkniętej tragedią wojny.
Północna część Etiopii pogrążona jest w konflikcie militarnym od 4 listopada 2020 roku, kiedy to paramilitarna organizacja – Tigrajski Ludowy Front Wyzwolenia – rozpoczęła wymianę ognia z siłami rządowymi. Pretekstem dla partyzantów było nieuznanie lokalnych wyborów przez władze w Addis Adeba. Front wybory bowiem wygrał miażdżącą przewagą głosów. Cała sytuacja w regionie ma jednak wciąż podłoże głęboko historyczne i sięga roku 1991, kiedy to zakończyła się etiopska wojna domowa.
Od 14 listopada w wojnę zaangażowana jest także sąsiadująca z regioniem Tigraju Erytrea, wobec której Tigrajski Ludowy Front Wyzwolenia skierował rakiety. Rząd w Asmarze zdecydował się wesprzeć militarnie i finansowo rządzoną przez laureata Pokojowej Nagrody Nobla, Abiya Ahmeda, Etiopię. Od tamtej pory władze centralne bardziej zdecydowanie podchodzą do separatystów. 23 listopada przedstawiono Tigrajczykom ultimatum, którego nie zaakceptowali. Najbardziej znacząca dotąd bitwa miała miejsce w mieście Mekelle leżącym w północnej części Tigraju. Siłom rządowym udało się odbić ośrodek miejski po kilku dniach trwającej ofensywy. W walkach zginęło co najmniej 27 osób, padło też cztery razy więcej rannych. Wśród poszkodowanych znaleźli się lekarze, którzy od początku interwencji wojsk Etiopii pracowali w maksymalnym wymiarze godzin, niosąc ratunek mieszkańcom. Raport sporządzony przez Międzynarodowy Czerwony Krzyż, który odwiedził Mekelle od razu po zakończonej ofensywie mówi jasno, że stan służby zdrowia w tym mieście jest krytyczny.
2 grudnia Organizacja Narodów Zjednoczonych zdecydowała się na udzielenie pomocy władzom regionalnym Tigraju. Międzynarodowi obserwatorzy nie mają jednak pewności czy fundusze wysyłane separatystycznemu regionowi na pewno trafią do cywili. Wsparcia finansowego udzielić ma także Komisja Europejska, która chce uruchomić 4 miliony euro z budżetu na pomoc uchodźcom przybywającym z Etiopii do Sudanu Zachodniego. Filippo Grandi, Wysoki komisarz Narodów Zjednoczonych do spraw uchodźców przestrzegł jednak, że Sudan Zachodni potrzebuje co najmniej 150 milionów dolarów pomocy zagranicznej by móc uporać się z kryzysem migracyjnym na granicach.
Całkowita liczba osób, które zdecydowały się na ucieczkę z pogrążonego wojną Tigraju do Zachodniego Sudanu jest jak na razie nieznana. Imigracja jest ciągła, a linia frontu na terenach Tigraju zmienia się codziennie. Agencja Reutera powołując się na słowa Grandiego podaje, że swoje domy mogło stracić nawet 44 tys cywilów. Największy z obozów dla uchodźców utworzony został około 70 kilometrów od granicy z Etiopią.
The Um Raquba camp is about 70km from the border. A lot of construction work is still going on – aid agencies building make-shift facilities and refugees putting up shelters. pic.twitter.com/esrj8S3FTx
— Anne Soy (@annesoy) November 27, 2020