Parlament Unii Europejskiej opowiedział się przyjęciu nowej dyrektywy o prawach autorskich w internecie. Przynajmniej na razie obieg informacji w sieci pozostanie swobodny.

pixabay.com

Stosunkiem 318 głosów do 278, przy 31 wstrzymujących się, Europarlament odrzucił dziś projekt dyrektywy określającej zasady ochrony praw autorskich w internecie. Dyrektywa ta została wcześniej pozytywnie zaopiniowana pod koniec czerwca przez komisję prawną Parlamentu Europejskiego. Zawierała kontrowersyjne przepisy, które – gdyby weszły w życie – poważnie i niekorzystnie wpłynęłyby na wolność słowa w sieci i swobodę wymiany informacji.

Przedmiotem szczególnie nasilonej krytyki stały się artykuły 11 i 13. Pierwszy zakazywał zamieszczania cytatów z materiałów linkowanych na stronach zewnętrznych. Oznaczałoby to znaczne obniżenie widoczności i utrudnienie dostępu do tych materiałów przez Google, a zwłaszcza przez sieci społecznościowe takie jak Facebook. W praktyce oznaczałoby to niewielkie niezależne media, np. strajk.eu, napotkałby duże trudności w rozpowszechnianiu swoich treści, które teraz najczęściej docierają do odbiorców poprzez social media. Artykuł przewidywał jednak licencjonowane wyjątki, tzn. zamożne media takie jak Facebook mogłyby jednak wykupywać prawo do treści, które mogłyby cytować. W praktyce oznaczałoby to oligopolizację internetu – pełną dominację wielkich korporacji nad niezależnymi portalami.

Artykuł 13 z kolei przewidywał, że strony, które umożliwiają ich użytkownikom przesyłanie własnych treści, np. YouTube, musiałby zostać wyposażone w mechanizmy automatycznej cenzury – w algorytmy blokujące materiały, które zostałyby rozpoznane jako chronione prawem autorskim. Do czego mogłóby to prowadzić pokazał przykład kolędy „Cicha noc”, która musiała zostać usunięta z Youtube, ponieważ prawa do niej stały się obiektem roszczeń ze strony wielkich wytwórni. Oznaczałoby to cenzurę w interesie wielkich korporacji i ograniczałoby wolność słowa, eliminując m.in. dostęp do wielu newsów. Co więcej, artykuł 13 czyniłby nielegalnym rozpowszechnianie wielu popularnych memów internetowych, zagrażałby więc całej samoistnie wyłonionej kulturze internetu.

Jimmy Wales, twórca Wikipedii. Wikimedia Commons

Przeciwko dyrektywie głośno protestowały środowiska zaangażowane w pracę na rzecz wolności w internecie, m.in. Jimmy Wales, pomysłodawca Wikipedii, i Tim Berners, twórca sieci WWW. Obaj podpisali się pod listem otwartym, w którym wzywali Parlament Europejski do odrzucenia projektu nowego prawa.

Autorzy i rzecznicy dyrektywy, w tym prominentni artyści jak Paul McCartney, przekonywali, że powinna zostać przyjęta, bo chroni interesy twórców. Większość eurodeputowanych uznała jednak prymat swobodnego dostępu do informacji jako prawa człowieka. Zagłosowanie przeciwko dyrektywie w obecnym kształcie nie oznacza jednocześnie jej ostatecznego odrzucenia. Zostanie ona poddana debacie parlamentarnej, która prawdopodobnie skupi się na rewizji artykułów 11 i 13.

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Koalicji Lewicy może grozić rozpad. Jest kłótnia o „jedynkę” do PE

W cieniu politycznej burzy, koalicja Lewicy staje w obliczu niepewnej przyszłości. Wzrasta…