Rządy Niemiec i Francji chcą radykalnego wzrostu wydatków na zbrojenia. Chodzi o to, by móc uczestniczyć w konfliktach militarnych na świecie, a nawet je wywoływać bez udziału Stanów Zjednoczonych.
W luksusowym hotelu Bayerischer Hof w Monachium po raz 56. obradowała Konferencja Bezpieczeństwa. Uczestniczyło w niej około 500 osób, w tym 40 głów państw i szefów rządów, wielu ministrów obrony i spraw zagranicznych, wojskowych i przedstawicieli kapitału.
Zamiast o bezpieczeństwie jako takim, debatowano głównie na temat planów zwiększenia przez rządy państw europejskich wydatków na zbrojenia. Szczególnie aktywni pod tym względem byli przedstawiciele Niemiec i Francji.
Prezydent Niemiec Frank-Walter Steinmeier i minister spraw zagranicznych Heiko Maas (obaj socjaldemokraci z SPD) wygłosili przemówienia, w których domagali się, by Niemcy i Europa prowadziły bardziej niezależną od USA ale jednocześnie również bardziej agresywną politykę zagraniczną. Podobny pogląd w tej sprawie wyraził prezydent Francji Emmanuel Macron.
Wtórowała im niemiecka minister obrony Annegret Kramp-Karrenbauer (CDU). Jej zdaniem Berlin, Paryż i Bruksela muszą być przygotowane militarnie na przyszłe konflikty, które mogą zagrozić ich interesom. Europejczycy muszą „zrobić coś konkretnego dla swojego bezpieczeństwa” – stwierdziła.
Kramp-Karrenbauer nakreśliła dalej plany, o których europejska, unijna biurokracja mówi po cichu od dawna. Planowana jest remilitaryzacja Niemiec w celu obrony interesów ekonomicznych i geostrategicznych tego państwa przed rywalami na całym świecie, co jednocześnie utożsamiane jest z interesem całej Unii Europejskiej.
Planowany jest również skokowy wzrost wydatków na niemiecką armię, tak, by do 2031 roku 10 procent wszystkich zdolności NATO było dostarczanych przez Niemcy. Oznacza to co najmniej podwojenie budżetu obronnego Niemiec do ponad 90 miliardów euro rocznie.
Zacieśniona ma zostać współpraca z Francją, z którą mają być realizowane nowe projekty wojskowe i nowe technologie. Niemiecka minister obrony dała przykład projektu Future Combat Air System [FCAS], który jest realizowany od roku. Jego koszty mają być ogromne. Według raportu Handelsblatt, niemieckiej gazety o profilu biznesowo-finansowym, koszty wdrażania FCAS mają do połowy XXI wieku osiągnąć 500 mld euro. To równowartość kwoty, którą całe federalne Niemcy wydają na edukację w ciągu 30 lat.
Europejskie klasy rządzące, pod przywództwem Niemiec i Francji, chcą też projektować i produkować własne „czołgi przyszłości”, drony, systemy obrony powietrznej oraz pracować nad rozwojem sztucznej inteligencji.
Te śmiałe projekty zbrojeniowe mają przekształcić Europę w potęgę wojskową której ośrodkami kierownictwa politycznego będą Berlin i Paryż. Z moanchijskich wystąpień trudno nie odnieść wrażenia, że wspólnota ta chce po prostu osiągnąć potencjał pozwalający jej napadać na inne państwa niezależnie od udziału czy błogosławieństwa Stanów Zjednoczonych. Jasno wyraziła to wspomniana wcześniej Annegret Kramp-Karrenbauer. Martwi się, że Europa nie ma wystarczającej siły, by sama rozgrywać swoje interesy podczas takich konfliktów jak choćby ten w Syrii.