Wczoraj media poinformowały o kolejnych wykorzystaniach Pegasusa, tym razem skierowanych na Najwyższą Izbę Kontroli. Zaatakowanych mogło zostać nawet 500 urządzeń należących do pracowników NIK.
Od wczoraj krąży informacja o kolejnym ataku Pegasusa. Do tej pory wykorzystywany był on przeciwko pojedynczym osobom, takim jak lider Agrounii Michał Kołodziejczak, co potwierdziło zresztą Citizen Lab. Tym razem ofiarami ataku systemem Pegasus miałyby paść osoby zatrudnione w Najwyższej Izbie Kontroli – i to od wyższej rangą pracowników, po personel typu kierowcy czy panie sprzątające.
Specjaliści z Izby, oraz rzekomo inni eksperci z zewnątrz, przy pomocy listy domen wykorzystywanych przez Pegasus, sprawdzili, czy te same domeny łączyły się z urządzeniami pracowników NIK. Po porównaniu danych oraz numerów IP stwierdzono, że podczas ostatnich dwóch lat dopuszczono się co najmniej kilku prób włamań na urządzenia elektroniczne pracowników Izby.
Ataki te we wzmożonym natężeniu miały odbywać się po zapowiedzi kontroli przez NIK wyborów kopertowych, które miały mieć miejsce podczas pierwszej fali pandemii w 2020 roku. Następne przypaść miały na jesień ubiegłego roku, kiedy NIK kończyło prace nad raportem z kontroli Funduszu Sprawiedliwości. Media nie podają jednak, czy z urządzeń pobrano jakiekolwiek dane.
Tylko czy to na pewno Pegasus?
W mediach zawrzało, bo afera podsłuchowa jest jednym z najgłośniejszych i najbardziej sensacyjnych tematów, który, według wielu, może doprowadzić do rozpadu aktualnego rządu. O opinię dotyczącą rzekomych ataków na NIK zapytaliśmy Jacka Uczkiewicza, wiceprezesa Najwyższej Izby Kontroli w latach 2013-2016.
Według byłego wiceprezesa NIK, ślady ingerencji na masową skalę nie wiążą sprawy bezpośrednio z Pegasusem. – Wątpię, aby NIK posiadał takie urządzenia, jakimi dysponuje Citizen Lab w Kanadzie. Wnioski wyciągnęli na podstawie logowania się na domenach, a nie na podstawie badania urządzeń. Jeśli mamy do czynienia ze skalą kilku tysięcy, to jaki sztab ludzi trzeba byłoby zatrudnić, aby tego dokonać – przecież to nie jest kwestia samego włamania się, ale pobrania materiałów, ich analizy. Musiałaby się tym zająć olbrzymia instytucja. Mam więc wątpliwości co do tego, czy jest to Pegasus. Sam czekam na poniedziałkową konferencję prasową, by dowiedzieć się więcej – komentuje w rozmowie z nami Jacek Uczkiewicz.
Pytany o to, jakie niebezpieczeństwo dla obecnego rządu stanowi afera podsłuchowa, Jacek Uczkiewicz odpowiada Strajkowi: „Jeżeli faktycznie próbowano ingerować w sprawy Izby i służby inwigilują inne służby, a wszystkie one odpowiedzialne są za ściganie nieprawidłowości, to znaczy, że państwa nie ma. I gdyby do czegoś takiego doszło, to nie widzę innego rozwiązania, jak przedterminowe wybory”.
Były wiceprezes wskazuje jednak na nieprecyzyjność danych, które NIK przekazała mediom i wyraża wątpliwość, czy dowody ataków Pegasusem zostały odpowiednio udokumentowane. „Jeżeli Izba się wypowiada, to powinna być precyzyjna, wiarygodna i mieć niezbite dowody w każdej sprawie” – dodaje.