Uczestniczek Czarnego Protestu nie zniechęciła fatalna pogoda. W strugach deszczu upominały się o swoją godność i bezpieczeństwo we wszystkich większych miastach w Polsce. W niektórych metropoliach pierwszy raz w historii aż tyle obywatelek i obywateli wyszło na ulice w obronie praw kobiet, a sami organizatorzy byli zdumieni frekwencją.
Po godzinie piętnastej manifestantkami (mężczyźni byli w zdecydowanej mniejszości) zapełnił się nie tylko Plac Zamkowy, ale i część Krakowskiego Przedmieścia. Kobiety, od uczennic i studentek po babcie, przybyły na protest z transparentami, na których gniewnie („Ta ustawa gwałci nasze prawa”, „Średniowiecze już było”, „Kobieta to nie inkubator”, „Moje ciało – mój wybór”, „Myślę, czuję, decyduję”, „Dobra zmiana do aborcji”) lub prześmiewczo („Jarek, precz od naszych szparek”, „Ten rząd sięga za głęboko”) potępiały ustawę antyaborcyjną. Nie zabrakło haseł „Solidarność naszą bronią” i „Demokracja jest kobietą”. Rozbrzmiewały bębny, gwizdki, trąbki. W tłumie protestujących całkowicie zginęła maleńka kontrpikieta, której uczestnicy tradycyjnie próbowali szantażować zdjęciami rozkawałkowanych płodów. Według szacunków policyjnych w kulminacyjnym momencie około godz. 17 demonstrowało 17 tys. osób, jednak rotacja manifestantek była bardzo duża, toteż łączna liczba obywatelek, które chociaż przez kilkadziesiąt minut brały udział w czarnym proteście musi być większa. Władze Warszawy wskazują liczbę 30 tys. Po siedemnastej kobiety przeszły z Placu Zamkowego pod Sejm.
Ulewa nie odstraszyła także krakowianek. Kilkanaście tysięcy kobiet i mniej liczni panowie wyruszyli z Rynku Dębnickiego na Rynek Główny o 16.30. I tutaj na transparentach czytaliśmy: „Moja ciąża, moja sprawa”, „Mam sumienie, chcę mieć wybór”, „Rząd nie ciąża. Można usunąć”, „Fanatyzm nie przejdzie”, „Jeszcze Pol(s)ka nie zginęła”. Niektóre demonstrantki pomalowały usta na czarno lub symbolicznie zakleiły je taśmą. W Trójmieście odbyło się kilka pikiet; największy protest wystartował o siedemnastej na Placu Solidarności, gdzie według organizatorów zebrało się ok. 10 tys. osób. Podobnie jak w Warszawie, nie miała szans kontrmanifestacja, której uczestnicy dzierżyli transparenty z żądaniem zakazania aborcji, a podczas wyczytywania listy posłów popierających złowrogą ustawę odmawiali różaniec. Tysiąc osób z całej aglomeracji śląskiej zjechało do Katowic. „Chcemy lekarzy, nie prokuratorów”, „Wyskrobać PiS z Sejmu”, „Prawa kobiet to nie wydumany temat” – można było przeczytać na transparentach. Frekwencja na pikiecie była wyższa, niż oczekiwali organizatorzy i policja; manifestanci na pewien czas sparaliżowali ruch tramwajów w centrum miasta. Mocny apel pod adresem rządu wystosowały demonstrantki w Poznaniu – 8 tys. uczestniczek zapowiedziało, że jeśli polityka wobec kobiet nie zmieni się, dzisiejszy strajk będzie tylko ostrzegawczy. W stolicy Wielkopolski doszło do starć z policją, kilka osób zostało zatrzymanych.
Na protest w Bydgoszczy, gdzie zebrało się 3 tys. osób, przyszli również zastępcy prezydenta miasta Anna Mackiewicz i Mirosław Kozłowicz. – Polska jest kobietą! Nie zgadzamy się na podłość i odbieranie nam praw obywatelskich – Anna Mackiewicz doskonale podsumowała, o co walczyły dzisiaj Polki. Największą demonstrację w obronie praw kobiet w swojej historii zobaczył Szczecin – tu również manifestantek było kilka tysięcy i tu również organizatorki i organizatorzy sami byli zaskoczeni frekwencją. Tysiąc kobiet wyszło na ulice Lublina. Dwa tysiące przemaszerowało w marszu milczenia przez główne ulice Białegostoku. Czarne protesty odbyły się także w mniejszych miastach. Nigdzie zwolennikom bezwzględnego zakazu aborcji nie udało się zmobilizować większych tłumów niż te, które walczyły o podstawowe prawa kobiet. Pozytywnym akcentem był protest w Kielcach, gdzie w wolnościowym odruchu tłum rozniósł na strzępy homofobiczną wystawę.