Site icon Portal informacyjny STRAJK

Faszyzacja Izraela, koło historii

„Nie było was tutaj przed nami i nie będzie was po nas! Przegłosowaliśmy to prawo podstawowe, by przeszkodzić najmniejszej próbie przekształcenia Izraela w państwo wszystkich obywateli!” – krzyczał dziś w Knesecie do arabskich posłów Avi Dichter ze skrajnie prawicowej partii Likud premiera Netanjahu. W okrzyku tym zawiera się cała intencja rasistowskiej ustawy, która tym się różni od innych, że wchodzi do zbioru izraelskich „ustaw podstawowych”, który pełni rolę konstytucji.

Tu i tam można dziś usłyszeć, że owa ustawa, która oficjalnie czyni z izraelskich obywateli-gojów (prawie 18 proc. populacji) ludzi drugiego sortu, to jakiś przełom. Widać to niby już po tytule, bo podobna ustawa z 1992 r. definiowała Izrael jako „żydowski i demokratyczny” (w tej kolejności), a teraz słowo „demokracja” zniknęło. „Demokracja” w Izraelu pozostanie, ale tylko dla części mieszkańców, czyli nie będzie demokracją. Lecz tu nie ma niczego nowego.

W Izraelu apartheid nie został zadekretowany jednego dnia. Jego kształt prawny jest rozsiany w pojedynczych przepisach należących do prawie 50 różnych ustaw, uchwalanych przez lata. Po czystce etnicznej w 1948 r., na terenie Izraela zostało ok. 15 proc. Palestyńczyków zamieszkujących wcześniej tę ziemię. Do 1966 r. mieli tyle do powiedzenia, co dzisiaj Palestyńczycy z terytoriów okupowanych, czyli nic. Potem ich sytuacja prawna się poprawiła, ale nigdy nie zdołali uzyskać obywatelskiej równości. Od kiedy krajem rządzą żydowscy ultranacjonaliści, jest coraz gorzej.

Jedyne, co można uznać w tej ustawie za (relatywną) nowość, to oficjalne potwierdzenie kolonialnego charakteru żydowskiej supremacji. Państwo Izrael otwarcie dało sobie prawo do zaboru okupowanych ziem palestyńskich, wbrew prawu międzynarodowemu. Prawo do kontynuacji czystki etnicznej – to brzmi dość dziwnie, ale Izrael wierzy, że pozostanie jak zawsze bezkarny.

Ma solidne podstawy do takiego myślenia. Ma za sobą najbardziej pro-izraelskiego prezydenta imperium amerykańskiego w historii, bo Trump stawia na swój ponowny wybór dzięki „żelaznemu elektoratowi” tj. rzeszy chrześcijańskich syjonistów z „pasa biblijnego” i – w drugiej kolejności – dzięki politycznemu lobby pro-izraelskiemu. Izraelowi sprzyja też największa tyrania i potęga finansowa regionu Arabia Saudyjska, która w Waszyngtonie i Tel-Awiwie znalazła aliantów do projektu napaści na Iran. Również administracja Autonomii Palestyńskiej, niezdolna do pogodzenia Fatahu z Hamasem, daje Izraelowi poczucie siły. A kolejne wojny, w Iraku, Syrii, Libii, Jemenie, konsekwentnie marginalizują kwestię palestyńską, niegdyś centralną dla Bliskiego Wschodu.

Do tego dochodzi sojusz Izraela z zachodnioeuropejską skrajną prawicą narodową, dziś na fali. Znany izraelski historyk faszyzmu prof. Zeev Strenhell uważa, że jego kraj znalazł się w punkcie historycznym bardzo podobnym do początków nazizmu w Niemczech. Czyli sytuacja jest rozwojowa. Wszystkiego możemy się spodziewać, tylko nie pokoju.

Exit mobile version