4 czerwca jest datą bez wątpienia wyjątkową dla Polski. Ale nie dlatego, że daje powód do karczemnych awantur polityków władzy i opozycji w kwestii, co dla kogo ta data oznacza: pierwszy krok do wolności czy też symbol nikczemnej zmowy czerwonych i różowych. Dla mnie jest akurat świętem dzikiej hipokryzji. Tego dnia skrzy się w różnych mediach od wspomnień 4 czerwca 1989  roku i wydarzeń go poprzedzających.

Czy to dlatego, że redaktorzy naczelni dzisiaj bardziej lękliwi? Czy też wszyscy jesteśmy tknięci silną sklerozą? A może po prostu uczciwość jest nam obca jako cecha? Dość, że wokół wyrastają łanem sami bohaterowie walk z komunizmem. Nieskazitelni, przenikliwi oraz proroczy wojownicy. Każdy, każdy bez wyjątku walczył z komuną, zaniedbując jedzenie i sen, stawiając czoła trudnościom oraz plując w twarz siepaczom okrutnego państwa. Pół biedy, kiedy mówią i piszą to zwykli ludzie, którzy do 4 czerwca 1989 roku w znakomitej swojej większości uczciwie pracowali nie na chwałę Polski Ludowej (choć często zawdzięczali jej jeśli nie wszystko, to bardzo wiele), ale na chwałę swoich rodzin i małej, ale przewidywalnej stabilizacji. Gorzej, kiedy o strasznym swoim losie w socjalistycznym państwie opowiadają ludzie znani wtedy i dziś. Nawet zaryzykowałbym stwierdzenie, że znani są dziś tylko dlatego, że byli znani za PRL-u. Oto taki znany reżyser światowej klasy pręży swą pierś, bo okazuje się, że nie kręcił za państwowe pieniądze genialnych filmów, na które chodziły tłumy Polaków płci obojga, lecz „przeciwstawiał się sowieckiemu systemowi”. Czy też wciąż słuchana, choć już wiekowa artystka estradowa wspomina, jak gnębił ją system komunistyczny, choć nigdzie nie cieszyła się taką popularnością, jak w Związku Radzieckim, jeśli liczyć to liczbą osób na koncertach lub nakładami płyt. I tak można w nieskończoność przedłużać tę licytację żałosnych person, które nie mają w sobie na tyle elementarnej uczciwości, by powiedzieć, jak naprawdę było: że pracowali i tworzyli w tamtej Polsce, nie zgadzając się być może z nią do końca, ale chętnie korzystając z tworzonych przez nią mechanizmów finansowania mi.in. kultury i nie myśląc o aktywnym oporze, tylko po prostu kreując swoje artystyczne wizje, jak kto potrafił.

Jeden z byłych funkcjonariuszy PRL westchnął kiedyś, obserwując te wygibasy: „Myśmy chcieli kupić ich dusze, a trzeba było kupować ich dzieła. I dobrze płacić. Wtedy kochaliby nas wielką miłością”.

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
  1. Ale na czym ci wielcy zrobili kariery za PRL, rany jaki obłudny tekst, na tym że mieli odwagę otworzyć pyska gdzie groziła spora kara, kalectwo a nawet śmierć. Jak można być takim kre… .em?

    1. Przecież nie dlatego stali się znani, że coś tam wygłosili krytycznie wobec ówczesnych władz. Najpierw zostali uznani za swoje osiągnięcia w różnych dziedzinach, a potem, wcale nie tak bezkompromisowo, jak teraz utrzymują, przyłączyli się do protestujących.
      I nie przesadzajmy z tymi karami – żaden zomowiec nie podniósł by pały na znanego reżysera, czy popularną piosenkarkę. Już nie mówiąc o rzekomych przypadkach śmiertelnych. Sprawdź sobie, jak w międzywojniu policja otwierała ogień do robotników tylko za to, że odważyli się wyjść zwartą kolumną ze sztandarami. Wtedy potrzebna była odwaga. W PRL to często była tania bohaterszczyzna i zadymiarstwo.

    2. To może przeczytaj ile osob zgineło za stanu wojennego jak komuna tak kochała, bo wy chyba w PZPR byliście że tak was kochała, ile osób siedziało latami po więzieniach, bo mieli bezczelną czelność skrytykować władzę pisora komunistycznego. U nas w szkole do podstawowki SB przychodziło i w gabinecie lekarkim dzieci przesłuchiwało, co rodzice mówią w domu o tym czy się im podoba czy nie podoba ustrój, była tak pielęgniarka, która podpowiadała przed gabinetem… .powiedz im że dobrze… bo się rodziców już nie zobaczyło.

    3. W gabinecie lekarskim w szkole dzieci przesłuchiwano??? Słuchaj albo pomyliłeś pastylki, albo niepotrzebnie zmieszałeś z alkoholem. W całym stanie wojennym nie zginęło tyle osób, ile w trakcie przewrotu majowego jednego dnia – źle, że w ogóle ktoś zginął.
      A ci, co siedzieli w więzieniach, to teraz się okazuje za jakież to bohaterskie wyczyny, głównie chuligaństwo – zniszczenie pomnika albo napaść rabunkowa (pieniądze zbierali na „działalność”). To sobie porównaj z III RP, gdzie za kradzież (nieudowodnioną) 2 paczek kawy trafia się na 9 lat do psychiatryka, a w zasadzie bezterminowo, bo wypuszczony po nagłośnieniu w mediach. Można też kilka lat siedzieć w areszcie wydobywczym i nie stanąć nawet przed sądem.

  2. To prawda, że większość tych „wielkich” zrobiła swoje „wielkie” kariery w PRL-u i, wbrew powszechnym wówczas komentarzom, większych by na Zachodzie nie zrobiła, boby się nie przebili (Czyżewska, German). Najbardziej obiektywni potrafią być ci, którzy nie mają głosu w przestrzeni publicznej – był ocet na półkach i kartki na wiele artykułów, było buro i smętnie, ale były co najmniej trzy rzeczy, których za pieniądze się nie zdobędzie – wyższy poziom kultury, zwłaszcza tej na co dzień, więcej poczucia humoru i całkiem inne – życzliwsze relacje między ludźmi.

    1. I edukacja – powszechna, darmowa, spójna, jednocząca kulturowo, wymagająca i skuteczna.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Demokracja czy demokratura

Okrzyk „O sancta simplicitas” (o święta naiwności) wydał Jan Hus, czeski dysydent (w dzisi…