Nie żyje człowiek, który za życia stał się legendą ruchu rewolucyjnego, wieloletni przywódca socjalistycznej Kuby. Fidel Castro miał 90 lat.
Od 2008 r. Fidel Castro Kubą już nie rządził, schorowany przekazał stery władzy bratu. W ostatnich latach rewolucjonista rzadko pojawiał się na oficjalnych spotkaniach, czasem pisał komentarze do bieżących wydarzeń politycznych. Umierając śmiercią naturalną, po raz ostatni zagrał na nosie swojemu wieloletniemu wrogowi z USA. Amerykański rząd i jego agencje wywiadowcze próbowały się go pozbyć niezliczoną ilość razy, wydały ponad miliard dolarów na organizację zamachów na jego życie oraz wrogie mu działania polityczne i propagandowe. Nie mogły zdzierżyć, że praktycznie u wrót Stanów Zjednoczonych obalono dyktaturę amerykańskiej marionetki, Fulgencia Batisty, i podjęto bardzo poważną próbę budowy ustroju opartego na sprawiedliwości społecznej.
Obrońcy praw człowieka wytykają kubańskiemu rządowi brak wolności słowa, bezprawne uwięzienia, złe traktowanie przeciwników politycznych. Zwolennicy przypominają o radykalnym spadku poziomu analfabetyzmu i ubóstwa na Kubie, o reformie rolnej, zbudowaniu systemu oświaty oraz powszechnej opieki zdrowotnej, który stał się wzorem dla kolejnych rządzonych przez lewicę państw Ameryki Łacińskiej. Kuba była inspiracją dla bojowników o sprawiedliwość społeczną na całym kontynencie i daleko poza jego granicami. Na ulicach Hawany pamięta się dziś przede wszystkim o tych niezaprzeczalnych osiągnięciach w dziedzinie polityki społecznej. Zupełnie w innych nastrojach śmierć Castro przyjęło środowisko kubańskich emigrantów w USA, które nie ukrywa swojej radości z powodu śmierci przywódcy.