Kilka dni temu media prorokowały, że w związku z wojną rosyjsko-ukraińską Finlandia i Szwecja poczuły się na tyle zagrożone, że rozpatrywały poważnie akces do NATO. Oznaczałoby to znaczną zmianę układu sił w Europie. Jednak rzeczywistość weryfikuje te plany.
Prezydent Finlandii liberalny konserwatysta Sauli Niisto próbował namówić fiński parlament do debaty w sprawie odejścia od fińskiej neutralności, która była jej znakiem rozpoznawczym do zakończenia II wojny światowej.
Powrót do dyskusji o wstąpieniu do Paktu Północnoatlantyckiego wywołał reakcję Rosji, która ustami Marii Zacharowej oznajmiła, że wstąpienie tych skandynawskich krajów do Sojuszu miałoby poważne konsekwencje z militarnymi włącznie. I choć prezydent Finlandii uczestniczył w szczycie NATO, to uciął spekulacje na ten temat mówiąc dziennikarzom: „Nie poruszyłem na szczycie możliwości członkostwa Finlandii w NATO”. Dodał też, że nie odbiera słów rosyjskiego przedstawiciela MSZ jako groźby.
Według sondaży jedynie mniej więcej co czwarty Fin jest za członkostwem w Sojuszu Północnoatlantyckim. Na razie do parlamentu wpłynął wniosek, podpisany przez 50 tysięcy osób o przeprowadzenie w tej sprawie referendum.
Centrolewicowa premier Szwecji, Magdalena Andersson, w ogóle zakończyła spekulacje wokół członkostwa jej kraju w NATO. „Nie chcemy destabilizować Europy”, oznajmiła szwedzka premier. Rząd szwedzki odrzucił możliwość przystąpienia do NATO zarówno w krótkim terminie, jak i w dalszej perspektywie. „Moja ocena jest jasna. Trzymanie się wieloletniej, konsekwentnej polityki Szwecji jest tym, co najlepiej służy naszemu bezpieczeństwu”, cytuje Andersson portal wp.pl. Owszem Szwecja dostarczyła broń Ukrainie, zacieśniła współpracę z USA i sąsiadami, ale to wszystko.
Stanowisko dwóch skandynawskich krajów to cios dla krajów bałtyckich, które miały nadzieję na rozszerzenie NATO w ich regionie.