Rozczarowani prezydenckim projektem ustawy frankowej, kredytobiorcy zapowiadają radykalne kroki. Tyle, że na bankach, które czują poparcie polityków, nie robi to specjalnego wrażenia.
Frankowicze zrzeszeni w stowarzyszeniu Stop Bankowemu Bezprawiu bardzo długo liczyli na to, że Andrzej Duda wywiąże się z obietnicy złożonej im w kampanii wyborczej. Ostatecznie projekt ustawy w sprawie kredytów walutowych przedstawiony przez kancelarię prezydenta przewiduje jednak wyłącznie zwrot spreadów, przepadł natomiast sztandarowy postulat przewalutowania pożyczek.
W tej sytuacji sekretarz stowarzyszenia Mariusz Zając zapowiedział bardziej radykalną formę protestu. W październiku, listopadzie i grudniu frankowicze po prostu nie zapłacą kolejnych rat. Zdaniem pomysłodawców akcji w ten sposób sprawią bankom pewien kłopot, gdyż właśnie wtedy instytucje finansowe zawiązują rezerwy. Strajk frankowiczów ma skłonić prezesa Narodowego Banku Polskiego do spełnienia mało konkretnych obietnic skłonienia banków do dogadania się z klientami w sposób satysfakcjonujący obie strony (np. restrukturyzacja kredytów). Ponadto 10 września frankowicze zorganizują w Warszawie manifestecję.
Banki zdążyły jednak już się zorientować, że po ich stronie jest Komisja Nadzoru Finansowego, a do polityków bardziej trafiają ich „argumenty” o nieuchronnym zawaleniu się polskiej gospodarki w razie przewalutowania kredytów. Przedstawiciel Związku Banków Polskich powiedział, że frankowicze którzy przestaną płacić na czas nie będą mogli liczyć na to, że bank potraktuje ich ulgowo. Wprawdzie nieplacacym Bankowy Tytuł Egzekucyjny już nie grozi, ale o restrukturyzacji pożyczki mogą zapomnieć.