Partia Razem po raz kolejny zbiera cięgi od „Gazety Wyborczej”, a konkretniej od Adama Leszczyńskiego – oczywiście w dalszym ciągu za to, że Adrian Zandberg (usilnie namaszczany przez media na lidera) nie zrobił sobie wesołego selfie z Ryszardem Petru, czy Grzegorzem Schetyną. Sama sprawa Komitetu Obrony Demokracji jest już przegadana na wszystkie sposoby, ale sam Leszczyński idzie dalej. Twierdzi, że Razem przecenia swoją siłę, że zwraca się do nieistniejącego elektoratu, że gloryfikuje PRL (?!) oraz że zasadniczo nie dba o wolność słowa i wolność zgromadzeń i o takiego wyborcę jak Leszczyński. Wszystko to napisane jest w tonie, którego zasadniczo używa się wobec Razem cały czas – och, niepokorny, uparty nicponiu, tak na ciebie liczyliśmy, byłeś takim słodkim niemowlęciem, a teraz stroisz fochy, nieładnie, nu nu nu.
Po pierwsze – jeśli, jak pisze Leszczyński, Razem jest partią tak marginalną, to jakie znaczenie ma to, czy przystąpiła do KOD czy nie? Oraz, jakie szanse miałaby na to, żeby wpłynąć na przekaz? Jak szanse na wytłumaczenie, że to o tym „ciemnym ludzie” to nie my; że te niezapłacone alimenty to też nie my; że jak tłum skandował „nie damy się kupić za 500 zł” to myśmy nie krzyczeli, bo nie chcieliśmy was – Polacy i Polki, którzy na te 500 zł czekacie jak na zbawienie, obrazić. Po drugie – Razem regularnie krytykuje rząd PiS, również działania przeciwko ustrojowi, zawłaszczanie mediów czy demontaż TK. To, co naprawdę drażni Leszczyńskiego i wielu innych „zawiedzionych” to fakt, że jednocześnie Razem często mówi źle też o rządzie poprzednim i całym tzw. liberalnym mainstreamie, z którym utożsamia się „Gazeta Wyborcza”. Po trzecie wreszcie – negatywna ocena transformacji nie jest gloryfikacją PRL. Zgodnie z logiką Leszczyńskiego każda krytyka III RP oznaczać musi albo dołączanie do PiS albo do nostalgików Polski Ludowej. To ślepa uliczka; to właśnie takie myślenie doprowadziło do zwycięstwa PiS w ostatnich wyborach.
„Podobnie jak Podemos Razem chce reprezentować Polaków mniej zarabiających i zmarginalizowanych. Tyle że u nas oznacza to zwykle wyborców gorzej wykształconych i mieszkających w mniejszych miejscowościach, a więc także – o konserwatywnych poglądach. Nasi wykluczeni to klientela PiS, który też do niej adresuje swoje postulaty socjalne i kulturowe” – pisze Leszczyński. Oczywiście, to po prostu nieprawda – odwieczna teza o tym, że „biedny” oznacza „zacofanego” (i odwrotnie „postępowy” równa się „zamożnemu”) nie znajduje potwierdzenia w badaniach, zwłaszcza w czasach tak dużej społecznej mobilności. Ale pomijając ten fakt – co właściwie rada Leszczyńskiego znaczy? Że Razem – żeby mieć polityczny sens i elektorat, powinna sprawy klasowe po prostu odpuścić. Zostawić tych związkowców z Amazona czy z Polskiego Busa, przestać się tak ciągle pochylać nad mniej zamożną częścią społeczeństwa, zostawić ją PiS-owi i podążyć za jedynymi wyborcami, jakich może mieć – czyli tą częścią wielkomiejskiej inteligencji, której socjalne postulaty nie interesują, bo świetnie radzi sobie sama.
Niestety – przy całej sympatii do każdej osoby, która głosowała na Razem – gdybyśmy mieli być taką lewicą, to możemy cały ten interes zwinąć.