Część załogi Gdańskiego Przedsiębiorstwa Energetyki Cieplnej (GPEC) protestuje przeciwko – jak określają to związkowcy – „cichemu nakazowi” pozostawania w trybie pracy zdalnej po zniesieniu stanu epidemii. Spór się zaostrza. Strona społeczna zarzuca władzom spółki próbę generowania dodatkowych zysków kosztem warunków pracy.

O sprawie szeroko informuje Dziennik Bałtycki. Z informacji przedstawionych przez dziennikarzy wynika, że z powodu pandemii większość pracowników biurowych GPEC zmuszona była wykonywać obowiązki zdalnie. Chodzi o około 200 osób.

„To co miało być propozycją, okazuje się cichym nakazem. Tak to widzimy. Dowiedzieliśmy się, że budynek przy ulicy Brzozowej, w którym pracuje około 50 osób ma zostać sprzedany, a przy ulicy Białej, gdzie obecnie jest około 140 pracowników, część lokali będzie wynajęta. Niby zatrudnionym dano wybór, ale jednocześnie musieliby dojeżdżać do innych biur przy Miałkim Szlaku oraz przy ulicy Budowlanych, a więc na obrzeżach miasta. Większość osób zrezygnuje z takiej opcji, bo kto będzie chciał tracić czas i pieniądze na dojazdy. Po cichu mówi się o konieczności wykonania przez zarząd nierealnego zysku w wysokości 70 mln zł. Pytamy, dlaczego akurat naszym kosztem” – to słowa jednego z zatrudnionych, którego cytuje Dziennik Bałtycki.

Spór dotyczący warunków pracy spowodował także reakcję związków zawodowych. Działacze twierdzą, że wbrew ich stanowisku, zarząd prowadzi swoją kampanię i przekonuje poszczególnych pracowników do zmiany trybu pracy. Związkowcy oceniają to nie tylko jako nieetyczne, ale także niezgodne z wewnętrznymi regulaminami. Stawiają też żądania większościowemu udziałowcowi, czyli de facto najważniejszemu spośród współwłaścicieli spółki; chodzi o to by ten przestał wywierać nacisk na zarząd GPEC i domagać się wyprzedaży majątku, likwidacji niektórych stanowisk oraz wdrażania koncepcji telepracy.

Co ciekawe, większościowym udziałowcem w grupie GPEC jest firma Stadtwerke Leipzig GmbH, czyli komunalna spółka zajmująca się dostawą energii w Lipsku, największym mieście w Saksonii. Jest to kolejny absurd restauracji kapitalizmu w Polsce: Miejskie Przedsiębiorstwo Energetyki Cieplnej powstało w Gdańsku w 1960 roku. Po przekształceniu w Gdańskie Przedsiębiorstwo Energetyki Cieplnej w 1992 roku i późniejszym „wejściu na giełdę” konsorcjum to zostało faktycznie sprzedane… miejskiej spółce z Niemiec.

„Uważamy, że pracowników nie można karać za to, że w czasie epidemii zmobilizowali się, zostali w domach i wzięli na siebie część kosztów związanych z funkcjonowaniem spółki. Uniemożliwianie kontaktu z innymi współpracownikami, uczenia się od siebie, wymiany doświadczeń, będzie w dłuższej perspektywie niekorzystne zarówno dla tych pracowników, jak i całej firmy” – wyjaśnia Michał Musielak, przewodniczący Związku Zakładowego Krajowego Związku Zawodowego Ciepłowników.

4 czerwca związkowcy wystosowali do zarządu oficjalne pismo. Zwrócili się w nim do szefostwa, do niemieckich udziałowców oraz do prezydent Gdańska (mniejszościowy udziałowiec). Grożą wszczęciem procedury sporu zbiorowego. Dokument sygnowali przedstawiciele wszystkich trzech związków działających w grupie – NSZZ Solidarność, Międzyzakładowy Związek Zawodowy Pracowników Energetyki Cieplnej oraz Krajowy Związek Zawodowy Ciepłowników.

„Z uwagi na (…) nieuwzględnienie prośby o weryfikację wygórowanych planów na zysk i ich obniżenie, podczas gdy zwracaliśmy uwagę na zagrożenia w jego wypracowaniu, ostrzegamy, że prowadzenie dalszych działań mających na celu dezorganizację przedsiębiorstw spółek Grupy GPEC kosztem pracowników, a także wykorzystywanie traumatycznych doświadczeń pandemii przez Zarząd GPEC doprowadzi do przystąpienia do sporu zbiorowego” – czytamy w piśmie.

Dziennik Bałtycki skontaktował się również z rzeczniczką zarządu GPEC.

Przewidywany jest „finansowy ryczałt wypłacany co pół roku jako zwrot kosztów pracy w domu, w tym energii elektrycznej czy wody, oraz równowartość benefitów takich jak darmowe kawa, owoce, mleko, które pracownicy dostawali w biurze. Dodatkowo pracownik otrzyma pieniądze na organizację przestrzeni w domu. W pierwszym roku pracy zdalnej pracownik otrzyma łącznie niemal 1,5 tys. zł brutto za to, że będzie pracować w domu więcej niż dotychczas. Dodatkowo, pracownicy otrzymają od nas niezbędny sprzęt” – powiedziała rzeczniczka prasowa zarządu GPEC Jadwiga Grabowska.

„Okres pandemii w dobrej sytuacji ekonomicznej Grupy GPEC jest wykorzystywany do obniżenia kosztów działalności firmy w celu wypracowania jeszcze większego zysku” – piszą związkowcy, których nie przekonują takie obietnice. Ostrzegają także, iż złożą wniosek o odwołanie zarządu.

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
  1. „ale jednocześnie musieliby dojeżdżać do innych biur przy Miałkim Szlaku oraz przy ulicy Budowlanych”

    Rozumiem sprzeciw wobec dojazdów na Budowlanych za lotniskiem, ale bądźmy poważni, Miałki Szlak to dosłownie 5 minutek z Gdańska. W dodatku w godzinach szczytu porannego i popołudniowego nie stoi się w korkach jak w przypadku dojazdu do centrali we Wrzeszczu.

    „piszą związkowcy, których nie przekonują takie obietnice. ”

    Coś czuję, że związkowcy, zapewne reprezentujący niemal wyłącznie pracowników spoza biura, chcą się stać przydatni na siłę. Wielu traktuje home office jako swego rodzaju benefit (m.in. ze względu na oszczędność czasu), który przed tzw. epidemią był w zasięgu głównie wysokiego szczebla.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Koalicji Lewicy może grozić rozpad. Jest kłótnia o „jedynkę” do PE

W cieniu politycznej burzy, koalicja Lewicy staje w obliczu niepewnej przyszłości. Wzrasta…