Site icon Portal informacyjny STRAJK

Gdy płoną bary kebab wszystko jest poważne

Jedną z najważniejszych  konsekwencji wydarzeń ostatnich dni może być przewartościowanie kategorii żartu i parodii. Przyzwyczailiśmy się już w Polsce, że nawet najbardziej kuriozalną sytuację można prześmieszkować, zneutralizować powagę i  napięcie, by następnie, z pozycji zdrowego dystansu, móc trzeźwo ocenić sytuację. Gdy władza PO przeznaczyła dwa miliardy złotych na Stadion Narodowy, mówiono, że w przyszłości i tak zasiedlą go lokatorzy, jako największy na świecie pustostan. Kiedy Antoni Macierewicz pierwszy raz powiedział „to był zamach”, mówiliśmy, że jest „97 ofiarą katastrofy smoleńskiej”. Przy okazji sabatu katolickich fundamentalistów pod Pałacem Prezydenckim mogliśmy przynajmniej posłuchać „gdzie jest krzyż” w wersji techno.

Na początku 2017 roku w Polsce wszystko wydaje się już śmiertelnie poważne. Nie dlatego, że politycy przestali się błaźnić, a społeczeństwo stało się dojrzałe i przewidywalne. I również nie dlatego, że władza żarty z jej oficjeli traktuje jako zagrożenie dla państwa, czego wyrazem był wjazd ABW do mieszkania chłopaka, którzy umieścił w sieci film „pijany Andrzej Duda kradnie kwiaty spod pomnika Dmowskiego”.

Stężenie absurdu osiągnęło dzisiaj w Polsce poziom surrealistyczny i przerażający zarazem.  To, co jeszcze niedawno funkcjonowało jako profetyczna dykteryjka czy dowcip, teraz znajduje urealnienie. W pierwszej połowie 2015 roku, kiedy przez kraj przetoczyła się pierwsza poważna fala hejtu na imigrantów, zażartowałem w rozmowie ze znajomymi, że jeszcze trochę i będą atakować bary kebab, a kawę po turecku będziemy zamawiać szeptem. Dzisiaj, na warszawskiej ulicy,  pod dwoma kolejnymi kebabowniami stały radiowozy. Nie wiem, czy policja obstawia obecnie każdy tego typu lokal, ale najbardziej przeraziło mnie to, o czym pomyślałem w pierwszym odruchu: jak dobrze, że tu są.  Kilka godzin wcześniej ktoś wrzucił koktajl Mołotowa do kebab baru we Wrocławiu. W innym mieście ktoś pobił cudzoziemskiego pracownika.  Trybalistyczna przemoc, czyniona w odruchu prymitywnej logiki zemsty, sprawia, że osoby pracujące w budkach i okienkach czują się zagrożone. I trudno się temu dziwić. Ale równie trudno znaleźć w tym co zabawnego. Bandyta, napadający na „arabski” fast food, jawi mi się jako postać z filmów Davida Lyncha – atawistyczny idiota; groźny, infantylny i podniecony zarazem.  Gdy kreatury z naszych żartów wychodzą na ulicę, odechciewa się już nawet żartować.

 

Exit mobile version