Paryż 13 listopada miał swojego cichego bohatera. Uratował setki, może tysiące ludzi. Jest muzułmaninem.
Zuhajr – jego nazwisko nie zostało ujawnione – jest ochroniarzem. W dniu zamachu pełnił służbę przy Stade de France. Przed meczem towarzyskim Francja-Niemcy, sprawdzał kolejne osoby wchodzące na stadion. Jeden z mężczyzn wydał mu się podejrzany, więc Zuhajr nie przepuścił go na trybuny. Chwilę później rzekomy kibic piłkarski wysadził się w powietrze. Trzy minuty później w sąsiedztwie stadionu rozległa się kolejna eksplozja; potem, w nieodległym McDonaldsie, trzecia.
Trudno oszacować, jak wielu czekających na mecz zawdzięcza życie i zdrowie czujnemu i odpowiedzialnemu ochroniarzowi. Gdyby terrorysta, zgodnie ze swoim zamiarem, wszedł na stadion i wysadził się w powietrze już na trybunie, niechybnie doszłoby do masowej paniki. A na przerażony tłum wylewający się z wyjść ewakuacyjnych (Stade de France mieści nawet 80 tys. widzów) czekali już dwaj następni samobójcy. Dzięki Zuhajrowi po dwóch pierwszych samobójczych wybuchach na stadionie wprawdzie usłyszano eksplozję, a prezydent Francois Hollande został ewakuowany, ale mecz dokończono, a poza samymi terrorystami nikt nie zginął.
Trudno również wyobrazić sobie, jak czuje się Zuhajr, słysząc coraz głośniejsze, płynące ze skrajnej prawicy obelgi pod adresem wszystkich bez wyjątku muzułmanów, stawiające go w jednym szeregu z terrorystą, któremu nie pozwolił zabić przypadkowych kibiców. Zuhajr jednak przynajmniej żyje. Podczas styczniowego ataku na redakcję „Charlie Hebdo” Paryż też miał cichego bohatera-muzułmanina. 41-letni policjant Ahmed Merabet zginął na służbie, próbując powstrzymać zamachowców. Samozwańczy eksperci od islamu jego ofiarności nie zauważyli.
[crp]