Pięć miesięcy już Donald Tusk jest w Polsce, gdzie, jak sam powiedział, idzie po zwycięstwo, walczy ze złem i ratuje demokrację. A jako że Kaczyński nie umarł ze strachu, widząc wjazd brukselskiego bohatera na białym koniu, droga do wielkiej wiktorii nieco się wydłużyła. Pojawiły się na niej zakręty i przystanki w zaprzyjaźnionych mediach, gdzie Tusk zagrzewa do walki i daje krótkie kursy politycznej strategii. Przynajmniej we własnym mniemaniu. Bo po lekturze ostatniego obszernego wywiadu, którego razem z Anne Applebaum udzielił Krytyce Politycznej, aż chciałoby się powiedzieć: przecież on majaczy!

Lewicowe rządy. Mity fundowane przez lewicę. Typowo lewicowe, bardzo progresywne władze. Lewicowy prezydent Obama. No i przyspieszona rewolucja obyczajowa – tu nawet wódz polskich (neo)liberałów nie musi dodawać, że lewicowa, bo to się rozumie samo przez się. To wszystko widzi wyraźnie, opisuje i krytykuje Donald Tusk. A rozsądny odbiorca, który trochę pożył i poobserwował, a przy tym rozumie podstawowe pojęcia polityczne, odwraca się ze zdumieniem: gdzie ta wszechobecna lewica? I gdzie ta rewolucja, która w tak przerażający sposób przeorała świadomość, że aż ludzie poszli głosować na… kontrrewolucjonistów?

Niestety, w świecie realnym rzecz wygląda inaczej, niż w wizjach Tuska: na czele Unii Europejskiej stoją wolnorynkowi konserwatyści, USA po Obamie pozostały państwem kapitalistycznym z problemem systemowego rasizmu, a u nas… Taka to była rewolucja obyczajowa, że kobiety także za Tuska nie miały pełni praw do decydowania o własnym ciele, za to musiały zmagać się z seksizmem, płciowymi stereotypami i przemocą (nie tylko symboliczną). Taki to był wstrząs, że nie wyłoniło się z niego nawet prawdziwie świeckie państwo, a moralności nadal nauczał Kościół katolicki. W przerwach między odsłanianiem kolejnych pomników i ulic Jana Pawła II (ani chybi to właśnie czołowy obyczajowy rewolucjonista).

W świecie realnym było za to kilka rzeczy, które z kolei nie przebiły się do halucynacji Tuska. Nie śnią się na przykład wielkiemu strategowi głodne dzieci. Tutejsze, polskie. A to przecież przyjazny mu Newsweek pisał w 2013 r.: mamy 800 tys. niedożywionych uczniów pierwszych klas podstawówki, gorzej jest w Europie tylko w Rumunii i Bułgarii. Nie straszą zbawcy Polski miliony ludzi na „śmieciówkach”, ludzie harujący za grosze bez ubezpieczenia, nie nawiedzają go w wizjach emeryci, którym z kolei kazał – zwykle też za grosze – pracować dłużej. Nie słyszy głosów takich jak te, które zebrała Katarzyna Duda w swojej książce Kiedyś tu było życie, teraz jest tylko bieda: głosów ludzi, którzy przez całe życie ciężko pracowali, przegrali na upadku socjalizmu, a w 2015 r. zagłosowali na PiS, żeby już nie pracować, jak za poprzednich rządów, za 2 zł za godzinę. Gdyby zresztą praca lewicowej autorki wpadła kiedyś w ręce Donalda, który idzie po zwycięstwo, zapewne odrzuciłby ją ze wstrętem, zanim zaczęłaby mu dokuczać alergia na lewicowość. On swoje wie. – Uważam, że to był najlepszy czas dla Polski. Na moją rzecz przemawiają wszystkie możliwe statystyki – tyle ma do powiedzenia Sławomirowi Sierakowskiemu.

Gdzieś ty, Donald, widział tę rewolucję, zapytałabym, gdyby to wszystko nie było w gruncie rzeczy tak przewidywalne. Tusk nie przyzna przecież, że jego syta klasa społeczna zrobiła coś źle, bo walczy o to, by odzyskać władzę dla siebie i dla niej. Nie przejdzie mu przez gardło, że to cudowny wolny rynek i międzynarodowy turbo-kapitalizm postawiły miliony ludzi w takiej sytuacji, że ci zagłosowali na pierwszych z brzegu polityków, którzy w miarę wiarygodnie i składnie obiecali coś innego. Tusk w wywiadzie wspomina coś o poszukiwaniu uniwersalnego mechanizmu powstawania populizmów, który mógłby wyjaśnić, dlaczego w różnych kulturowo krajach wygrywają Kaczyńscy i Erdoganowie. Nie ma czego poszukiwać, ci straszni lewicowi autorzy zdążyli to przeanalizować i pokazać związki między bezdusznym wolnorynkowym zarządzaniem a głosowaniem na „populistów”. Niestety, sprawna lewicowa analiza nie idzie w parze ze sprawnością polityczną lewicy. Ta kształtuje dziś losy świata tylko w majakach Tuska i jemu podobnych.

Więc kiedy czytam te rojenia, generowane na użytek zaprzyjaźnionych mediów, zastanawiam się tylko: na co liczy ta część nominalnej lewicy, która marzy o wspólnej walce z PiS u boku wodza Donalda? Że kiedy populiści już przegrają, to Tusk przestanie zwalać na wyimaginowaną rewolucję winę za całe zło? Że przestanie krzywić się na wspomnienie o lewicowym Obamie i pozwoli podobnym do niego „radykałom” kształtować chociaż maleńki kawałek nowej-starej rzeczywistości? Nie po to wrócił do Polski. Nie po to teraz, zawczasu, piętnuje czerwoną zarazę.

Walczyć z PiS, tak, ale z własnymi ideałami na sztandarach. Nie ulegać szantażom i nie dać się pouczać. Jeśli mieć coś wspólnego z Tuskiem, to tylko stanowczość, z jaką głosi własną wizję polityczną, w interesie swoich wyborców. Żeby kiedyś o silnej lewicy można było mówić nie tylko w halucynacjach.

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
  1. Gratukuję autorce. Świetny tekst. Wczoraj na manifestacji we Wrocławiu tłum skandował wielokrotnie: „Zjednoczona opozycja!”. Tymczasem Tusk od samego początku lewicę wystawia poza nawias koalicji, którą zamierza budować. Oczekuje, że lewica i tak będzie głosować na jego „koalicję” zgodnie z hasłem: „byle nie PiS”. Ale może się srogo zawieść i nie zdziwię się jeśli przez swoją alergię do czerwonego koloru utoruje PiS drogę do trzeciej kadencji Jeżeli Tusk nie zacznie lewicy traktować poważnie, po partnersku, o wiarygodność czego będzie bardzo trudno – to jest to bardzo możliwe. A lewica powinna pójść własną, lewicową właśnie drogą nie łasząc się do nikogo o rolę przystawki w jakiejś koalicji rządzącej.

  2. Donald, podobnie jak Balcerowicz, bredzi bo żyje w świecie własnych fantasmagorii. Normalnie byłby to tylko temat dla psychiatry. Problem jednak polega na tym, że jest pokazywany w mediach, a dla jakiejś części społeczństwa każdy kto występuje w TV jest autorytetem, więc wierzą we wszystkie brednie które on z siebie wyda.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Czego człowiek lewicy nie usłyszy od parlamentarnej „lewicy”

W gazecie Adama Michnika wiele lat temu padły ze strony red. Ewy Milewicz powszechnie zapa…