Szef centralnego dowództwa armii amerykańskiej (Centcom) gen. Kenneth McKenzie ogłosił dziś, że Stany Zjednoczone będą kontynuować bombardowania Afganistanu nawet po ostatecznym wycofaniu swych wojsk okupacyjnych. Mieliby do tego celu używać swych baz lotnicznch w regionie, poza granicami samego Afganistanu. Celem bombardowań jest przedłużenie wojny oraz życia tzw. rządu kabulskiego, który ustanowili jako okupanci. Tym samym Amerykanie gwałcą warunki kapitulacji, którą podpisali w lutym zeszłego roku.
Stany Zjednoczone skapitulowały oficjalnie – choć dość dyskretnie – przed talibami, afgańskim ruchem oporu, którego nie udało się pokonać przez 20 lat, nawet z pomocą krajów NATO. Kapitulacja została podpisana również w imieniu satelitów USA (do których należy też Polska), ale choć niemal wszystkie kontyngenty zagraniczne zostały wycofane zaraz po podpisie, wojska amerykańskie zamierzają dalej wspierać rząd kolaboracyjny, administrujący jeszcze ok. jedną piątą kraju.
„Zwycięstwo talibów nie jest nieuniknione” – powiedział gen. McKenzie, co miało wyrażać pewien optymizm, wzbudziło jednak niedowierzanie niektórych mediów. Generał wyjaśnił, że jego podwładni będą wspierać jednostki rządu kabulskiego również po 31 sierpnia, tj. po dacie pełnego wycofania wojsk okupacyjnych. Podkreślił dziarsko, że wojna, choć prowadzona zza granicy, będzie trwała w najlepsze, gdyż wsparcie dla sił rządu kolaboracyjnego ma być „poważne”, w tym wsparcie dla afgańskich sił lotniczych, dziś w większości nie działających, z powodu braku amerykańskich części zamiennych.
Amerykanie nie pierwszy raz łamią postanowienia kapitulacji. Mieli wycofać własne wojska (wraz z satelickimi) do początku maja, podczas gdy mamy lipiec, a kilkuset przegranych okupantów jest jeszcze na miejscu. Talibowie – tj. główny afgański lud Pasztunów – stworzyli koalicję z innymi grupami etnicznymi kraju i atakują wojska kolaboracyjne właśnie od maja, trzymając się jednak układu, tj. bez atakowania uciekających wojsk zagranicznych. W ciągu ostatnich miesięcy wojsko rządu kabulskiego zmalało o ok. połowę, przede wszystkim z powodu dezercji, poddawania się lub ucieczek do krajów ościennych. Bez masowych amerykańskich bombardowań może nie utrzymać Kabulu, czego USA wolałyby uniknąć z racji prestiżowych.