IPN wszczął procedurę przeciwko 99-letniemu generałowi, AK-owcowi uznanemu za bohatera Powstania Warszawskiego. Generał, który wielokrotnie naraził się prawicy, teraz ma stanąć przed sądem.
Wygląda na to, że gdy ktoś narazi się rządzącej prawicy, nie pomoże mu nawet znakomita przeszłość, w tym udział w tak fundamentalnym dla PiS-owskiej narracji o historii wydarzeniu jak Powstanie Warszawskie. Gen. Zbigniew Ścibor-Rylski jest najstarszym żyjącym żołnierzem, który brał w nim udział. Został odznaczony Krzyżem Walecznych i orderem Virtuti Militari. Znany jest ze sprzeciwu wobec upolityczniania obchodów Powstania Warszawskiego, a także z gromienia „buczących” na Powązkach – w związku z tym do ulubieńców aktualnej władzy nie należy.
12 lat temu został członkiem kapituły Orderu Wojennego Virtuti Militari. Członkowie kapituły, tak jak posłowie czy senatorowie podlegają przepisom ustawy lustracyjnej i składają oświadczenia. Generał w 2007 nie wspomniał o swoich kontaktach z UB. Tymczasem, jak pisze tygodnik „Przegląd”, „w 1947 r. Zbigniew Ścibor-Rylski został zarejestrowany przez Wydział I Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Poznaniu jako TW „Zdzisławski” i miał współpracować ze służbami do 1964 r.”.
Sam generał tłumaczy, że nie wspominał o swoich spotkaniach ze służbami, ponieważ odbywał je na rozkaz swojego ówczesnego dowódcy, pułkownika Jana Mazurkiewicza „Radosława”. Jako oficer wywiadu AK miał za zadanie dowiadywać się, kim interesowały się służby PRL. Generał twierdzi, że ostrzegł o tym ponad 30 osób i że współpracował, by „wyciągać informacje z drugiej strony”, przez co chronił kolegów z AK. Oświadczył, że ze względu na stan zdrowia nie da rady osobiście stawić się na procesie.
Wyjaśnienia generała wydają się być spójne, niezależnie od oceny jego osoby. Wygląda na to, że IPN zaczyna gryźć swój własny ogon, szukając agentów po prostu wśród nielubianych przez obecną władzę, nawet jeżeli przez 1989 stali po tej samej stronie barykady.