Ileż to razy w Polsce okazywało się, że od poglądów ważniejsze są znajomości. Rzekłbym, że życie polityczne u nas opiera się właśnie na wspólnocie koneksji, a niekoniecznie jakichkolwiek idei. I nie ma chyba w tym nic dziwnego w społeczeństwie o bardzo niskim poziomie zaufania. Ciągle jednak wierzę, że w tych naszych codziennych układach  są pewne granice.

Ale chyba nie w Platformie Obywatelskiej, z list której – jak wieść gminna i medialna niesie – w przyszłych wyborach parlamentarnych ma wystartować Roman Giertych. Wzmacniając przy tym skrzydło konserwatywne partii. A swoją wierność pieczętując historyczną nienawiścią do Jarosława Kaczyńskiego, z którym – jako szef Ligi Polskich Rodzin – był kiedyś w koalicji i który wykończył go, odbierając mu radykalnie prawicowy elektorat. Zemsta, także osobista, jest przecież najsilniejszym paliwem w polityce. A pokonanie ”tyrana” i jego klakierów należy do jedynej ambicji obozu liberalnego – innych celów chyba nie posiadają.

Dziś były guru neoendecji zapraszany jest do telewizji głównych nurtów, aby tłumaczyć błędy polityki swojego byłego zwierzchnika w rządzie. Teraz bowiem uchodzi za szanowanego mecensa i speca od psychologii Jarosława Kaczyńskiego. W tych samych telewizjach broniony jest przez upadłych ministrów Platformy Obywatelskiej, którzy twierdzą, że skoro dziś – jako pełnomocnik Donalda Tuska –  walczy z narodowcami rzucającymi kamieniami w okna tuskowego syna, autorami listów, którzy grożą śmiercią byłemu premierowi albo prokuraturą, która przypisuje mu sprawstwo zamachu w Smoleńsku – Roman Giertych stał się antyfaszystą. Kto nie skacze, ten z Kaczorem, hop, hop, hop.

Nie macie wstydu, drodzy liberalni przyjaciele. Nie nabierzecie mnie. Nie należę do tych, którzy rozhibernalizowali się nagle, gdy PiS doszedł do władzy i wyszli na ulicę krzycząc ”precz z faszyzmem!”, stwierdzając z przerażeniem, że większość antyfaszystów, broniących mniejszości przed przemocą, niesie czerwone, historyczne flagi Polskiej Partii Socjalistycznej, czy też czarne i czerwono-czarne sztandary bojowego anarchizmu i anarchosyndykalizmu. Ja doskonale pamiętam, że wasze rządy także wspierały faszystów.

Pamiętam media, które kłamiąc pokazywały faszystów chowających się pod biało-czerwonymi flagami i twierdziły że to zwykli patrioci. Pamiętam wasz ”prawdopośrodkizm”, z którego miało wynikać, że ci, którzy biją to tacy sami ludzie jak ci, kórzy przed biciem się bronią. Pamiętam jak Bronisław Komorowski objął honorowym patronatem Dzień Żołnierzy Wyklętych – propagandową farsę polskich neonazistów – i jak składał wieniec pod  pomnikiem Dmowskiego – twórcą polskiego antysemityzmu. Pamiętam także – już w ostatniej kadencji parlamentu – jak posłowie i posłanki  Nowoczesnej i Platformy zagłosowały za uhonorowaniem Brygady Świętokrzyskiej – bandytów kolaborującym z Hitlerem.

Cóż dziwnego więc może być w obdarowaniu miejscem na partyjnej liście człowieka, który tworzył w Polsce neofaszyzm- przecież to nasz dobry kumpel? W czasach rozbuchanego antysemityzmu, dumy narodowej i wykluczania mniejszości – nacjonalistyczny bandzior może zebrać jakieś głosy. Lepiej dla antykaczystów niż kaczystów.

Wstyd.

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
  1. Koński Łeb! Ożył! I teraz będzie znów hołubić bandyckie ugrupowania. Ale tym razem antykacze.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Zapomnieć o ZSRR

Wczoraj minęła 33 rocznica jednego z najbardziej nieznanych historycznych zdarzeń najnowsz…