czerwony sztandar

Osiem. Co najmniej osiem. Jakbym się trochę przyłożył, dobiłbym do dwunastu. Albo ciut więcej. Tyle grzechów Lewicy naliczyłem, kiedy układałem w głowie niniejszy tekst. Są wśród nich straszne, nieledwie śmiertelne, są pomniejsze, ale również kompromitujące. Do tego można dołożyć kretyńskie wypowiedzi lewicowych polityków, świadczące, że czasem warto pomilczeć, a na pewno pomyśleć przed otwarciem ust (czy napisaniem czegoś w sieci). Też tego jest pełno.

Gdybym o tym wszystkim nie pamiętał, przypomniałbym sobie z pewnością w ciągu ostatnich kilku dni, czytając w sieciach społecznościowych spis powodów, dla których niektórzy lewicowi aktywiści nie pójdą, jak deklarują, do urn. Tłumaczenia, czemu tego nie zrobią, są mądrzejsze i głupsze, ale nachylam się niemal nad każdym. Szanuję ludzkie wybory, ale przynajmniej w tym wypadku ich nie rozumiem.

Od lat nie ma w parlamencie w polskim parlamencie nie to, że lewicy zasługującej w pełni na swą nazwę. Nie ma kogoś, kto choćby wykazałby fragmentarycznie lewicowy sposób myślenia o procesach, które orzą tkankę społeczną w Polsce i na świecie. Kto zgłaszałby choćby socjaldemokratyczne pomysły naprawiania bolączek tego kraju. Wstrzymujący się, działając przez zaniechanie, chcą przyłożyć rękę do utrwalenia tego nienormalnego stanu. Który może się jeszcze pogorszyć: kto przeszkodzi absolutnie dominującej prawicy zwyczajnie zdelegalizować lewicowe idee?

I tak, po stokroć tak, kandydują z listy Lewicy ludzie, co do których kręgosłupa ideowego, etyki, prawdomówności mam zastrzeżenia (bardzo staram się być delikatny). Wiem, co mówię: niektórych znam osobiście. Po stokroć tak – z ich niedotrzymanych obietnic można wyściełać dywan długi i szeroki, po którym stąpają nasze wciąż nieutulone nadzieje. Bo to, co zapędzi do urn tych, którzy kartkę tam rzucą, to właśnie nadzieja, że tym razem się uda, że nikt ich nie oszuka, że wybrani przez nich potrafią nie kłócić się i dzielić przy lada zadrażnieniu, że nie pójdą szukać dupami szczęścia (i apanaży) na fotelach sejmowych innych ugrupowań, że wreszcie wykażą uczciwość nie elementarną, ale wysokiej próby wtedy, kiedy staną twarzą w twarz z prawdziwymi wyzwaniami.

Dlatego uważam, że do wyborów pójść powinien każdy, kto jeszcze gdzieś w kąciku serca zachował sentyment do lewicy. I głosować na listę Lewicy. Nie powiem: idźmy ratować demokrację i wolność, bo kapitalistyczne elity przez trzydzieści lat zdążyły udowodnić nam, że ich demokracja i ich wolność nie jest warta złamanego grosza. Musimy wprowadzić do Sejmu ludzi, którzy na listach Lewicy są tacy, jacy są: często niedoskonali, mylący cynizm z polityczną grą, ale też niedoświadczeni, kunktatorscy, postrzegający świat w czarno białych barwach wtedy, kiedy im wygodnie. Ale na pewno część z nich ma coś, czego brakuje jak powietrza: są uczciwi. Będą w trudzie walczyć o ideały, którym pozostaną wierni.

A my? A my będziemy na nich patrzeć z szacunkiem, ale bez taryfy ulgowej. Będziemy też patrzeć im na ręce i pilnować, by po raz kolejny nie zabili naszych nadziei. Wspierać, kiedy tego będą potrzebowali, dawać im szansę wypowiedzenia się, a także rozliczać z obietnic i krytykować, kiedy na to zasłużą. Tak samo zresztą przyglądać się będziemy lewicy pozaparlamentarnej, bo przecież na ławach sejmowych polityka i życie ludzi się nie kończy. Pod tym względem na nasz portal możecie liczyć.

patronite
Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Ruski stanął okoniem

Gdy się polski inteligencik zeźli, to musi sobie porugać kacapa. Ale czasem nawet to mu ni…