Od rana 4 stycznia górnicy blokują wysyłkę węgla z kopalń Polskiej Grupy Górniczej do elektrowni. Stawką protestu są podwyżki i wynagrodzenia za pracę w soboty i niedziele. Od września górnicy wydobywali węgiel także w dni wolne od pracy, ale fundusz płac z tego tytułu nie wzrósł.
O co walczą górnicy?
– Na dzisiaj chcemy załatwić pieniądze dla pracowników PGG, którzy pracowali w nadgodzinach – powiedział rano dziennikarzom Bogusław Hutek, przewodniczący górniczej „Solidarności”.
Górnicy od września wydobywają węgiel przez siedem dni w tygodniu. Jednak fundusz wynagrodzeń nie zmienił się na ich korzyść. A zatem ludzie, którzy wydobywali ciągle strategiczny dla polskiej energetyki surowiec, swoją ciężką pracę wykonywali częściowo za darmo. Chcą za to rekompensat. I przypominają, że nie byłoby teraz potrzeby ekspresowego zwiększania wydobycia, gdyby polski rząd w poprzednich latach nie sprowadzał węgla rosyjskiego, kierując się tylko okazyjną ceną. Teraz, gdy tych dostaw nie ma, oczekuje, że kopalnie błyskawicznie dostarczą więcej surowca.
Drugi postulat protestujących to podwyżki: średnie wynagrodzenie w Polskiej Grupie Górniczej miałoby osiągnąć poziom 8200 zł brutto.
„Władza z pogardą odnosi się do ludzi”
– Dziś o trochę godności musimy zawalczyć na torach – podsumował na krótkiej konferencji prasowej Jerzy Demski, lider Związku Zawodowego Pracowników Dołowych.
O pogardzie rządzących i upomnieniu się o własną godność mówi też Rafał Jedwabny, przewodniczący Sierpnia ’80 w PGG.
– To, że tutaj stoimy, pokazuje, z jaką pogardą ta władza, ale i poprzednie, odnosi się do ludzi. Nie chcemy nic wielkiego – powiedział związkowiec. – Chcemy tylko, żeby nam zapłacono za pracę, którą wykonaliśmy. Chcemy tylko 400-500 zł brutto wynagrodzenia. Gdzie są ci politycy, którzy w zeszłym roku przyznali sobie kilkanaście, kilkadziesiąt tysięcy podwyżki?
Górnicy pytają również, dlaczego rząd oparł politykę energetyczną na surowcach sprowadzanych z zagranicy, rosyjskim węglu i amerykańskim gazie, zamiast korzystać z zasobów, które są w Polsce.
Zablokowane tory
Blokady, które stanęły przy kopalniach, uniemożliwiają tylko wysyłkę węgla do elektrowni. Nie blokują ruchu innych pociągów (te nie korzystają z kopalnianych torów), nie zablokowano również sprzedaży węgla indywidualnym odbiorcom. Z podziemnych wyrobisk jest też odprowadzany kamień, aby nie sparaliżować całej pracy kopalni. Przez dwa dni z kopalni należących do PGG w zwykłe dni wyjeżdża ok. 70-80 składów z węglem.
Górników wsparła AgroUnia, której działacze na czele z Michałem Kołodziejczakiem pojawili się rano na Śląsku i dowieźli protestującym poczęstunek: chleb i kiełbasę.
Według PGG zrealizowanie postulatów górników kosztowałoby ok. 130-140 mln zł. Początkowo dyrekcja spółki twierdziła, że nie może być o tym mowy, bo rząd stworzył już plan pomocy publicznej dla górnictwa i nie można zmieniać w nim żadnych wartości, dopóki nie został notyfikowany przez KE. 4 stycznia związkowcy otrzymali jednak zaproszenie na rozmowy z udziałem mediatora. To kolejny etap sporu zbiorowego, jaki trwa w PGG: negocjacje mają się odbyć w poniedziałek 10 stycznia.