Główny Urząd Statystyczny podał dane obrazujące dynamikę rozwoju polskiej gospodarki w II kwartale 2016 roku. Wskaźniki są zadowalające, co potwierdził minister rozwoju Mateusz Morawiecki. Stabilnością całego systemu, wbrew zapowiedziom neoliberalnych propagandzistów, nie zachwiało wprowadzenie programu „Rodzina 500+”
Kiedy rząd uruchamiał w maju br. największy w historii III RP transfer socjalny – 500 zł na każde drugie dziecko, wielu „ekspertów” z fundacji sponsorowanych przez banki i wielki kapitał wieszczyło rychłe spowolnienie gospodarcze i wyraźny wzrost cen. Nic takiego jednak nie nastąpiło. Według danych GUS za II kwartał 2016 roku nie tylko nie grozi nam pełzająca inflacją ale mamy do czynienia z deflacją. Spadek cen towarów i usług w lipcu wyniósł 0,3 proc. w porównaniu z analogicznym okresem w 2015 roku i dotyczy przede wszystkim żywności, napojów bezalkoholowych, obuwia i odzieży, a więc dóbr podstawowych, których konsumpcja wzrosła w wyniku zwiększenia ilości gotówki w portfelach Polaków i Polek.
Spadają nie tylko ceny, ale również liczba osób pozostających bez pracy. „Liczba miejsc pracy w samym sektorze przedsiębiorstw między styczniem a czerwcem tego roku zwiększyła się o 50 tys. osób, a w tym samym okresie poprzedniego tylko o 5 tys. osób. Szybciej zaczęły wzrastać wynagrodzenia. Bezrobocie spadło do rekordowo niskiego poziomu. Wynagrodzenia najmocniej przyrosły również w regionach słabiej rozwiniętych, co nie zdarzało się do tej pory. Jest to część założeń Strategii na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju” – zauważa w rozmowie z PAP wicepremier Morawiecki.
Sam wzrost gospodarczy raczej nie powala, ale polska gospodarka nadal jest w pierwszej piątce najszybciej rozwijających się w Unii Europejskiej (w całej UE wzrost gospodarczy w II kw. wyniósł 1,8 proc). Produkt Krajowy Brutto wzrósł realnie w drugim kwartale 2016 r. o 3,1 proc. Dane te są gorsze od oczekiwań ekonomistów, którzy w tzw. konsensusie rynkowym spodziewali się wzrostu PKB w drugim kwartale w wysokości 3,3 proc. Co na to minister Morawiecki? W tym wypadku jego tłumaczenie wydaje się nieco niewiarygodne, bowiem winę za niższy niż zakładano tempo rozwoju ceduje na poprzednią ekipę. „Niedostateczne przygotowanie gospodarki przez naszych poprzedników do nowych warunków przejściowo osłabiło inwestycje publiczne i zaniżyło bieżący wzrost PKB” – diagnozuje wicepremier.
Pozytywnie sytuację ocenia również zajmujący się sprawami gospodarczymi poseł PiS Łukasz Schreiber. – Mamy dobre wyniki. To nie tylko wzrost gospodarczy na poziomie ponad 3 proc., to nadwyżka w handlu zagranicznym sięgająca gruba ponad 18 mld zł. Mamy dane, że bezrobocie jest niższe praktycznie od 25 lat, że deficyt budżetowy jest dużo mniejszy, niż w ostatnich latach, że wpływy z podatków bez podwyższania ich, starczają na pokrycie zdecydowanej większości programu 500+. – ocenił parlamentarzysta na na antenie TVP Info.
Krytyczną ocenę sytuacji można natomiast usłyszeć od Piotra Kuczyńskiego, analityka Xelion.
– Wzrost jest słabiutki, a jeśli się weźmie pod uwagę to, że w II kwartale powinien być widoczny efekt programu 500 plus, to jest zaskakująco słaby – ocenia ekonomista w rozmowie z Money.pl.
-Widać z tego, że cały program 500 plus w tym roku doda około dwóch dziesiątych punktu procentowego PKB, może trzy dziesiąte, ale nie pół punktu procentowego, tak jak spodziewali się optymiści – dodaje.
Na pozytywne zmiany w strukturze wzrostu PKB zwraca uwagę Piotr Bujak, główny ekonomista PKO. – Wcześniej główną rolę pełniły w nim eksport i inwestycje, które co do zasady są nieopodatkowane, więc budżet nie miał z tego zbyt wiele – zauważa Piotr Bujak. – W ostatnim czasie na znaczeniu zyskuje import i przede wszystkim konsumpcja, która niesie ze sobą podatek VAT. A to dla budżetu dobra wiadomość – podkreśla ekspert.