Ministerstwo nauki i szkolnictwa wyższego nie doczekało się podwyżki nakładów na poziomie, który pozwoliłby sfinansować podwyżki dla nauczycieli akademickich i doktorantów. Ci ostatni nadal będą otrzymywać głodowe pensje.
Pracownik hipermarketu zarabia obecnie w Polsce co najmniej 2200 złotych. Doktorant na publicznej uczelni wyższej nie osiąga nawet tej kwoty. Zmiana tego patologicznego porządku miała zostać zaprowadzona w ramach reformy szkolnictwa wyższego przygotowanej przez resort Jarosława Gowina. Uczelnie oczekiwały wzrostu nakładów przeznaczanych na działalność naukową. Najniższe wynagrodzenie profesorskie miało nie być niższe niż 150 proc. przeciętnego wynagrodzenia w sektorze przedsiębiorstw. Krajowa Rada Doktorantów mówiła natomiast o koniecznej podwyżce do wysokości 3,5 tys. zł miesięcznego stypendium.
Jarosławowi Gowinowi nie udało się wywalczyć większego udziału w budżetowym torcie dla jego resortu. – Rozmawialiśmy o tym wzroście nakładów na naukę i szkolnictwo wyższe. Kwestie podwyżek na razie odłożyliśmy – powiedział wicepremier, minister nauki i szkolnictwa wyższego dla Money.pl. Po raz kolejny usłyszeliśmy również obietnicę podwyżek, która ma się urealnić w 2019 roku. Nie wiadomo jakiego rzędu będzie to wzrost. Gowin powiedział, że jest „za wcześnie, aby dzisiaj wyrokować”. – Zobaczymy, jak będzie się rozwijać nasza gospodarka, jaka będzie realizacja budżetu – oznajmił.
Wzrost nakładów był jednym z kluczowych zapisów Konstytucji dla Nauki. W projekcie znalazła się propozycja znacznego zwiększenia finansowania nauki i szkolnictwa wyższego. Środki miały być zwiększane stopniowo, a celem było 1,8 proc. PKB w 2025 roku. Ile udało się wywalczyć Gowinowi? „W przyszłym roku dodatkowe 700 mln zł, oprócz tego 3 mld zł w obligacjach skarbu państwa plus podwyżki wynagrodzeń. Ale co do wysokości tych podwyżek, poczekajmy” – zakomunikował w rozmowie z portalem Money.pl
Jak zaklęcia i komunikaty ministra wyglądają w kontekście wiarygodności przygotowywanej przez niego reformy? – Działania ministra Gowina wyglądają obecnie na PR rządu dla części klasy średniej. Spod pozoru nowoczesnej ustawy i dialogu ze środowiskiem, wyłania się wydmuszka, która jest pozbawiona bazy materialnej – ocenia w rozmowie ze Strajkiem Mikołaj Ratajczak pracownik akademicki. – Reforma szkolnictwa wyższego, podobnie jak reformy wielu innych sektorów usług publicznych, powinna zacząć się od zagwarantowania wzrostu nakładów. Coraz bardziej wydaje się, że min. Gowin tych gwarancji nie uzyskał i nie uzyska. W takiej sytuacji nie będzie w stanie zrealizować niektórych sensownych zapisów dot. pracowników i doktorantów, a ustawa ograniczy się do innej dystrybucji tej samej puli środków. Jeśliby do tego doszło, to efektem będzie najprawdopodobniej gwałtowny wzrost nierówności w sektorze – stwierdza Ratajczak.
– Ten rząd nie jest zainteresowany realnym wzrostem płac w żadnym obszarze gospodarki. Ta sprawa pokazuje to wyraźnie – zauważa dr Krystian Szadkowski z UAM. – Już wcześniej utrącony został jeden z nielicznych rzeczywiście postępowych elementów Konstytucji dla Nauki, czyli powiązanie wysokości płac pracowników w sektorze nauki i szkolnictwa wyższego z płacą minimalną w gospodarce. Miało to szansę wytworzyć poczucie wspólnego interesu pracowników akademii z pracownikami pozostałych sektorów. Szczególnie z tymi, którzy mają najmniejszą siłę przetargową na rynku pracy. Postulat ten został najpierw zastąpiony propozycją, aby wynagrodzenia były obliczane w relacji do średniej płacy w sektorze prywatnym, co choć było osłabieniem emancypacyjnego wymiaru pierwotnego projektu, to przynajmniej gwarantowało stały, realny wzrost wynagrodzeń w sektorze nauki i szkolnictwa wyższego. Dziś dowiadujemy się, że nawet ten pomysł nie doczeka się realizacji. Nie jest to niestety zaskoczenie – komentuje pracownik naukowy.